Za nami noc z 23 na 24 czerwca, która w wierzeniach ludowych była jedyną nieograniczoną zakazami porą na zaloty młodzieńców, którzy rywalizowali między sobą o względy dziewcząt. Te z kolei, przez cały wieczór, śpiewały pieśni miłosne i tańczyły wokół rozpalonych ognisk, w białych przepasanych bylicą strojach.
Jak było przed wiekami? – opowiada etnolog, dr Alicja Trukszyn.
– O świcie młodzi powracali do wciąż płonących ognisk, by przepasawszy się bylicą, trzymając się za dłonie, przeskakiwać przez płomienie. Skok ów kończył obrządek przechodzenia przez wodę i ogień, i w tym jednym dniu w roku (bardzo dawno temu) stanowił rytuał zawarcia małżeństwa. Oprócz bylicy magicznych adekwatności nabierały tej nocy i inne rośliny: piołun, dziurawiec, nazwany z tego powodu często świętojańskim zielem, mięta, ruta, biedrzeniec, czarny bez, gałązki i liście leszczyny. Podobna (z budowy liścia) roślina zwana nasięźrzałem, rosnąca głównie na leśnych polanach, miała szczególne znaczenie dla dziewcząt na wydaniu. Bylica rzekomo posiadała bardzo istotną umiejętność zwalczania czarownic i nie dopuszczała, by jakiekolwiek zło przekroczyło progi domu. Z tego też powodu wieszano je na drzwiach domów, obór czy stajen. Nierzadko ludzie zaszywali ją w odzieży, by zawsze mieć ją przy sobie. Bylica uważana była za najważniejsze spośród wszystkich ziół świętojańskich. By uniknąć czarów i złych uroków wrzucano ją do ogniska. Bylicą opasywały się nie tylko tańczące wokół ognisk panny, ale również dojrzałe kobiety, ponieważ miała chronić je od bólu krzyża, który często dotykał je w czasie najcięższych, szczególnie tych odbywających się w lecie, prac gospodarskich i domowych. Bylica wpływała także na płodność i przyczyniała się do bezproblemowych i lekkich porodów.
Ostatnim zwyczajem, który zachował się do naszych czasów, jest puszczanie na wodę kolorowych wianków.
