W naszym cyklu Wieści z minionej niedzieli sięgamy dziś do wydania Gazety Świątecznej z 30 lipca 1911 roku. To jedno z tych pism, które przez blisko 60 lat pełniło rolę łącznika między światem nowoczesnych idei a codziennym życiem włościan. Publikowało nie tylko porady gospodarskie, ale też listy od czytelników – często jedyne świadectwa lokalnych wydarzeń, o których nie pisała prasa ogólnopolska.W tym numerze znalazła się obszerna relacja z powiatu łosickiego w guberni siedleckiej. Autor listu opisał pożar, który niemal zniszczył wieś Czuchleby, kradzież w folwarku Woźniki oraz niełatwe początki miejscowego kółka rolniczego „Niwa”. Te trzy historie tworzą obraz życia podlaskiej wsi na początku XX wieku.Gazeta Świąteczna, 30 lipca 1911 r., str. 3„Winna temu jest ciemnota”Z pod Łosic na Podlasiu pisze do nas jeden czytelnik: W Gazecie z zeszłego tygodnia była już wiadomość o nieszczęściu, które dotknęło wieś Czuchleby w naszej okolicy. Zgliszcza tylko i kupy popiołu pozostały na miejscu siedzib ludzkich. Starzy ludzie nie pamiętają takiego pożaru. Wieś mająca około 50-ciu zagród spaliła się tak, iż ani kołka w płocie nie zostało. choćby ogrodzenia studzień spłonęły. Czuchlebiacy ponieśli wielkie straty. Co prawda, sami są temu trocha winni. Ksiądz proboszcz Ostojski przez trzy zgórą lata zachęcał usilnie gospodarzy, aby zcalili grunta, rozeszli się na osady i nie siedzieli w takim gąszczu, jak dotychczas. Ale wszak teraz słychać wciąż nawoływanie. żeby nie wierzyć księdzu, ani też „panu".Otóż i czuchlebiacy nie uwierzyli i doczekali się takiej okropnéj nędzy! Teraz dopiero, po nieszczęściu, nabrali ludzie rozumu i postanowili zcalić grunta. Zrobili uchwałę, podpisali się i posłali do władzy. Ale na taki podział, jakiego chcieli, nie uzyskali pozwolenia. Gdyby byli wzięli się do zcalania wtedy, kiedy ksiądz proboszcz radził, i tak, jak radził, to dziś mieliby już grunta zcalone. Ale byli wtedy tacy, którzy z rad księdza pokpiwali. A teraz tego żałują.— Do folwarku Woźnik pod Łosicami przyszli całą bandą cyganie i kiedy część ich zabawiała ludzi tańcami i krzykami, reszta kradła co się dało. Po wyjściu ich pokazało się, iż zginęło aż 950 rubli. Ostróżnie więc z cyganami!— Urodzaje w naszéj okolicy są bardzo ładne. W niektórych tylko miejscach chybiła trocha pszenica. Sprzęt siana i koniczyny odbył się podczas pięknej pogody. Około połowy lipca, kiedy to piszę, codzień pada u nas deszcz i jest dość chłodno.— Wkońcu wspomnę, iż mamy tu kółko rolnicze pod nazwą „Niwa", założone staraniem księdza proboszcza Ostojskiego. Ale, niestety, nie rozwija się ono tak, jakby należało, a winna temu jest ciemnota. Może jednak Bóg da, iż i u nas ludzie zrozumieją potrzebę spólnego oświecania się i lepszéj uprawy roli.Ogień strawił CzuchlebyW lipcu 1911 roku Czuchleby w powiecie łosickim niemal przestały istnieć – spłonęło około 50 zagród. Wsie o zwartej zabudowie były wówczas wyjątkowo narażone na pożary: drewniane chaty i stodoły kryto łatwopalną słomą, a ogień często rozprzestrzeniał się z iskry z pieca lub od pioruna. Dane rosyjskiej administracji pokazują, iż w guberni siedleckiej co roku odnotowywano setki wiejskich pożarów, a całkowite zniszczenie wsi nie należało do rzadkości.Już w latach 80. XIX wieku władze Królestwa Polskiego i Towarzystwo Kredytowe Ziemskie zachęcały do tzw. komasacji – rozpraszania zagród i zakładania nowych osad na gruntach ornych. Taki układ miał zmniejszać ryzyko pożarów i ułatwiać dojazd do pól. W Królestwie akcje komasacyjne prowadzono szczególnie intensywnie po 1906 roku, ale w wielu wsiach – jak w Czuchlebach – chłopi długo nie chcieli się na nie godzić. Dopiero klęska zmuszała do zmiany zdania.„Otóż i czuchlebiacy nie uwierzyli i doczekali się takiej okropnéj nędzy! Teraz dopiero, po nieszczęściu, nabrali ludzie rozumu i postanowili zcalić grunta” – donosił czytelnik Gazety Świątecznej; źródło: czuchleby.wordpress.comProboszcz, o którym wspominał autor listu do Gazety Świątecznej, to najprawdopodobniej ks. Feliks Bogusław Ostojski. Z dostępnych źródeł wiadomo, iż urodził się w 1865 roku w Leszczance, a zmarł w 1936 roku w Siedlcach, gdzie został pochowany. Służył w kilku parafiach ówczesnej guberni siedleckiej. Był administratorem parafii w Ceranowie (1906–1907; dziś powiat sokołowski) oraz w Górkach koło Stoczka Łukowskiego (1908–1917; dziś powiat łukowski), a następnie proboszczem w parafii Łosice (od ok. 1917 roku) i w parafii Biała Podlaska (ok. 1920 roku). Z jego inicjatywy w Łosicach powstało kółko rolnicze „Niwa”, którego celem było szerzenie nowoczesnych metod uprawy i edukowanie włościan.Wieś Czuchleby to wieś feudalna należąca do właścicieli majątku Woźniki, prawdopodobnie do niejakich Katerlów. Założone zostały w roku 1720; źródło: czuchleby.wordpress.comKółko rolnicze „Niwa”Kółka rolnicze zaczęły powstawać w Królestwie Polskim po 1904 roku, wzorowane na zachodnioeuropejskich organizacjach agronomicznych i spółdzielniach Raiffeisena. Ich zadaniem było unowocześnianie gospodarstw: wspólne zakupy nawozów, organizowanie kursów uprawy, wprowadzanie nowych odmian zbóż czy korzystanie z nowoczesnych narzędzi.W realiach podlaskiej wsi, gdzie dominowała gospodarka tradycyjna, były to inicjatywy nowe i często budziły opór. Brakowało maszyn, wiedzy i zaufania – w 1911 roku w guberni siedleckiej działało zaledwie około 50 takich kółek, a ich rozwój hamował wysoki poziom analfabetyzmu (w powiecie łosickim według danych rosyjskich wciąż ponad 70 proc. dorosłych nie umiało czytać i pisać). Autor listu do „Gazety Świątecznej” pisał, iż rozwój „Niwy” utrudnia „ciemnota” mieszkańców – i rzeczywiście, przekonywanie chłopów do nowoczesnych metod wymagało czasu.Mimo to właśnie kółka rolnicze stały się później podstawą ruchu spółdzielczego w II Rzeczypospolitej, a wielu ich członków odegrało istotną rolę w życiu lokalnych społeczności. Inicjatywa ks. Ostojskiego w Łosicach była więc częścią szerszego procesu modernizacji wsi, który powoli zmieniał oblicze Podlasia.Kradzież w WoźnikachW tym samym liście do Gazety Świątecznej opisano, jak do folwarku Woźniki pod Łosicami przyszła grupa wędrownych Cyganów: jedni tańczyli i śpiewali, a drudzy w tym czasie ukradli 950 rubli. Była to suma olbrzymia – równowartość kilkuletnich zarobków robotnika rolnego (około 120-150 rubli rocznie), co tłumaczy, dlaczego wieść o zdarzeniu gwałtownie rozeszła się po okolicy.Wędrowne grupy Romów (wówczas nazywanych powszechnie „Cyganami”) pojawiały się regularnie na Podlasiu, szczególnie w okresie letnim, gdy łatwiej było zdobyć dorywcze zajęcia. Tradycyjnie zajmowali się kowalstwem, handlem końmi, wróżbiarstwem i muzyką – ich obecność była stałym elementem życia wiejskiego jarmarku. Carat próbował jednak ograniczać ich swobodę poruszania się: już w latach 40. XIX wieku wprowadzono obowiązek meldowania się grup romskich w urzędach powiatowych oraz zakazano im nocowania na terenach miejskich bez zgody władz. W guberni siedleckiej podobne przepisy obowiązywały do początku XX wieku, ale często pozostawały martwe z powodu braku skutecznej kontroli.Obawy przed kradzieżami, o których często wspominała ówczesna prasa, wzmacniały stereotyp „cygańskiego złodzieja”, obecny w przekazach aż do okresu międzywojennego. W rzeczywistości skala przestępczości wśród Romów była znacznie wyolbrzymiana. Dane policyjne z końca XIX wieku pokazują, iż w powiecie bialskim większość drobnych kradzieży i włamań przypisywano miejscowym chłopom i parobkom folwarcznym, nie Romom. Niezależne badania historyków (np. Piotra Boreckiego i Magdaleny Ruta) podkreślają, iż nieufność wobec Romów wynikała raczej z ich odrębnego stylu życia, mobilności i niechęci do podporządkowania się carskiej administracji niż z faktycznie wyższej przestępczości.Incydenty takie jak ten w Woźnikach utrwalały jednak negatywny obraz Romów w oczach lokalnej społeczności. Ich obecność budziła ciekawość, ale i lęk – zwłaszcza iż wędrowne tabory pojawiały się nagle i znikały równie szybko, co sprzyjało podejrzeniom i plotkom. Dla mieszkańców folwarków i wsi Podlasia byli jednocześnie barwnym urozmaiceniem codzienności i symbolem nieprzewidywalnego zagrożenia.Więcej tekstów z cyklu Wieści z minionej niedzieli: