Dramatyczna akcja ratunkowa w Poznaniu. "Cały czas idziemy po żywych" [ZDJĘCIA]

3 tygodni temu
Zdjęcie: fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP


Ratownicy manualnie odgruzowują konstrukcję kamienicy, która uległa pożarowi w nocy z soboty na niedzielę. "Będziemy przechodzili do piwnicy, widzimy, iż tam jest miejsce, gdzie nasi strażacy prawdopodobnie się znajdują. Cały czas idziemy po żywych, nie tracimy nadziei" - mówił PAP rzecznik prasowy Komendanta Głównego PSP st. bryg. Karol Kierzkowski.


W Poznaniu w nocy z soboty na niedzielę doszło do pożaru i wybuchu w kamienicy przy ul. Kraszewskiego. W trakcie akcji poszkodowanych zostało 11 strażaków, a dwóch wciąż jest poszukiwanych. Poszkodowane zostały także trzy postronne osoby.

Rzecznik prasowy Komendanta Głównego PSP st. bryg. Karol Kierzkowski powiedział PAP, iż na miejscu w dalszym ciągu działa ok. 100 strażaków i 30 specjalistycznych samochodów ratowniczych, w tym grupy specjalistyczne z Poznania i Łodzi. Zaznaczył, iż ratownicy mają wystarczającą liczbę ludzi, sprzętu oraz psów ratowniczych.

"Teraz głównie chodzi o to, żeby było bezpiecznie, żeby nie spowodować urazów u kolejnych ratowników" - powiedział.

Jak dodał, głównym zadaniem jest stabilizacja kamienicy, która już częściowo została wykonana. "Monitorujemy też stabilność konstrukcji" - mówił.

Kierzkowski poinformował, iż ratownicy manualnie odgruzowują konstrukcję budynku. "Będziemy przechodzili do piwnicy, bo widzimy, iż tam są przestrzenie, tam jest miejsce gdzie nasi strażacy prawdopodobnie się znajdują" - ocenił.

Kierzkowski, pytany czy jest kontakt z uwięzionymi strażakami, odpowiedział, iż był jeszcze na początku akcji. "Teraz już tego kontaktu nie mamy. Mamy wytypowane miejsce, gdzie najprawdopodobniej się znajdują i do tego musimy odgruzować manualnie belki drewniane, które pospadały, bo zawaleniu uległy poszczególne kondygnacje, które były z elementów drewnianych. Siła eksplozji, a także pożar spowodowały, iż zawaliły się wszystkie trzy kondygnacje. Na poziom zero spadły te wszystkie belki i klatka schodowa. To nam utrudnia dotarcie" - relacjonował.

Podkreślił jednocześnie, iż ratownicy idą po żywych strażaków. "Nie tracimy tej nadziei, choć wiemy, iż czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Wierzymy, iż kolegów stamtąd wydobędziemy" - zaznaczył.

Pytany, ile czasu może zająć dotarcie do uwięzionych strażaków, Kierzkowski odparł, iż mogą to być długie godzimy. "Nawet kilkanaście godzin" - przyznał.

Kierzkowski powiedział też, iż pożar i wybuch, to były sytuacją dość krytyczną i niespodziewaną. "Rzadko kiedy zdarzają się takie sytuacje, gdzie nagle w dużej liczbie ratownicy są poszkodowani. To raczej my ratujemy poszkodowanych, a nie stajemy się poszkodowanymi. A tu rozwój akcji był niecodzienny. Zdarzają się wybuchy gazu, duże pożary, ale tutaj skala zniszczeń była naprawdę olbrzymia i w bardzo krótkim czasie. Z dość niewinnego pożaru, dość takiego typowego przeszliśmy do sytuacji niecodziennej i dramatycznej" - przyznał Kierzkowski.

Wskazał, iż na miejscu udaje się komendant główny PSP, a także wiceszef MSWiA Wiesław Leśniakiewicz.

Z powodu zdarzenia ewakuowano mieszkańców kamienicy, gdzie doszło do pożaru oraz sąsiednich budynków. Miasto zapewniło im transport i zakwaterowanie w hotelu przy ul. Łozowej. Na miejsce przyjechała m.in. wojewoda wielkopolska Agata Sobczyk, a także prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak oraz jego zastępca Mariusz Wiśniewski.(PAP)

Idź do oryginalnego materiału