– W pewnym momencie mój syn 6-letni oddalił się w głąb pola i utknął na nim. Zawołał „mamusiu pomocy nie mogę się ruszyć”. W pośpiechu pobiegłam do niego i sama utknęłam w cieczy po kolana. Nogi zaczęły mnie strasznie piec, jakby płonęły – niefortunną wycieczkę na pola za Pszennem opisała mieszkanka powiatu lubińskiego. Właściciel pola wyjaśnia, czym jest maź i dlaczego na spacerach lepiej trzymać się polnych dróg i ścieżek.
– We wtorek spacerowałam z 3 dzieci ulicą Kolejową w Pszennie w kierunku ulicy Rolniczej. Po prawej stronie minęliśmy byłą Stację Kolejową oraz budynek motocyklistów i pospacerowaliśmy drogą. W pewnym momencie mój syn 6-letni oddalił się w głąb pola i utknął na nim. Zawołał „mamusiu pomocy nie mogę się ruszyć”. W pośpiechu pobiegłam do niego i sama utknęłam w cieczy po kolana. Nie myśląc, złapałam syna i go wyrzuciłam na drogę. A sama zatapiałam się coraz to głębiej prawe kolano do kolana lewe ponad kolano. Dzięki pomocy przechodzącej akurat kobiety z dzieckiem, która również zaczęła się zatapiać uwolniłam się. Wychodząc z tej cieczy nogi zaczęły mnie strasznie piec jakby płonęły. Udałam się do najbliższego zabudowania umyłam nogi wodą i mydłem podano wapno do picia. Wróciłam do domu w powiecie lubińskim. Zasięgnęłam pomocy lekarza, mam poranione nogi oraz lewą dłoń, ponieważ próbując się wydobyć łapałam się wszystkiego, co było wokoło. To prawdopodobnie ciecz to ostojnik z ziemi po cukrowni. Właściciel pola w ogóle się nie odzywa. Pani radna sołectwa kontaktowała się ze mną. Pole nie jest zabezpieczone. Pole nie jest oznaczone jako teren prywatny. Pole również nie jest oznaczone jako zakaz wstępu a POWINNO. Ciecz nie jet wygrodzona. Chciałabym przestrzec ludzi z okolicy, dodam również, iż w pobliżu tzw. stacji ujęcia wody na polach wylano ciecz która powoduje podrażnienia skóry – napisała pani Karolina, która w Pszennie była w odwiedzinach u rodziny. Opisane wydarzenia miały miejsce 6 sierpnia.
Sprawą zainteresowała się radna Rady Gminy Świdnica Inga Kuc, która dotarła do właściciela i informacje o tym, w co wpadała wraz z dzieckiem, przekazała matce.
– Jest to przywieziona ziemia na bazie wapna z osadników z cukrowni (Cukrownia „Świdnica” w Pszennie, cukier w tym miejscu jest produkowany od 186 lat, przyp. red.), bardzo bogata w minerały, mikro i makroelementy. Jest w formie półpłynnej. Musi swoje odstać i odparować, dopiero później jest rozgarniania na polu. Jest stosowana jako nawóz, jako materia organiczna. A iż były opady jakie były, i są nadal, to nie schnie z dnia na dzień. Po opadach przypomina gęsty budyń i nogi utknęły, a ponieważ jest to na bazie wapna, to i zaczęło szczypać – mówi w rozmowie ze Swidnica24.pl właściciel pola. – A zarzut, iż miejsce nieoznaczone! 15 metrów dalej są tory kolejowe i też nie są oznaczone. To znaczy, iż można po nich chodzić?
Rolnik dodaje, iż nie ma ani obowiązku oznaczania, iż pole jest nawożone, ani iż składowana jest substancja do nawożenia, ani iż jest to teren prywatny. – Jak miałbym oznakować 11 hektarów? – pyta, dodając, iż w okolicy taki sposób nawożenia jest wykorzystywany od chwili powstania cukrowni. – W polach składowane są też pryzmy wapna, czy to oznacza, iż można pozwolić dziecku bawić się w tym jak w piasku? – mówi. – Równie dobrze mógłby to by być kwitnący rzepak, a my robimy zabiegi, robimy to w nocy, żeby nie truć pszczół, ale środek zostaje na roślinie i mogłoby zaszkodzić. Po co wchodzą na teren prywatny? – pyta, dodając, iż nie trzeba żadnej tabliczki, żeby rozpoznać pole.
– Ludzie przyjeżdżają na spacery, biegają, jeżdżą na rowerach. Wystarczy, iż będą trzymać się dróg i ścieżek między polami, a rodzice powinni pilnować swoich dzieci – tłumaczy rolnik.
Jak informuje asp. Magdalena Ząbek, do Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy w tej sprawie nie wpłynęło zawiadomienie.
Agnieszka Szymkiewicz
Zdjęcia nadesłane przez czytelniczkę