Przypomnijmy, do zdarzenia doszło w piątkowy wieczór. Po godz. 21 w jednym z lokali gastronomicznych, zapalił się olej, używany do przygotowywania potraw. Pożar został ugaszony przez załogę restauracji, jeszcze przed przyjazdem straży pożarnej. Na szczęście nic się nikomu nie stało.
"Było siwo od dymu"
- Było siwo. Gęsty dym przedostał się też do innych lokali przez systemy wentylacyjne, stąd cała akcja i ewakuacja aż tylu osób
- mówi sprzedawca jednego ze stoisk na jarmarku na rynku Manufaktury.
- Wszystko działo się za naszymi plecami. Jak dwa światy. Przed nami ludzie korzystający z uroków piątkowego wieczoru, za nami wozy strażackie. Akurat kończyłam pracę na stoisku
- mówi kobieta, sprzedająca na stoisku jarmarkowym.
"To nie są działania na wyrost"
Oboje dziwią się, iż pożar oleju spowodował ewakuację aż 1,5 tys. osób.
- W takich sytuacjach ewakuacja to standardowa procedura. Tu nie ma działania na wyrost. Zanim nie ma stuprocentowej pewności, iż nie ma zagrożenia, nie wolno nikogo wpuszczać ani wchodzić do budynku. Bezpieczeństwo ludzi jest najważniejsze
- tłumaczyli strażacy.
Strażacy dodają, iż w tej konkretnej sytuacji, procedury bezpieczeństwa zadziałały prawidłowo. Czujniki dymu gwałtownie wykryły zagrożenie i uruchomiły alarm. Na miejsce zadysponowano pięć zastępów straży pożarnej.
Współpraca: Iwona Spodenkiewicz
https://tulodz.pl/na-sygnale/alarm-i-nocna-ewakuacja-w-manufakturze-ponad-1500-osob-musialo-wyjsc/sSWBlQLpK1x6ARQqMn2d
2 godzin temu













