"Traktatów o istnieniu Boga napisano setki. O nieistnieniu tylko jeden i to w Polsce". Jego autor spłonął na stosie

W Starożytnej Grecji za bezbożność można było zostać skazanym na śmierć, czego dowodem jest chociażby Sokrates. Podobne praktyki kontynuowano w średniowieczu, przez co doprowadzono do niemal całkowitego zaniku ateizmu. Przynajmniej tego oficjalnego, bowiem były osoby, które potajemnie miały inne poglądy niż te, które serwował Kościół. Taką osobą był Kazimierz Łyszczyński, który po porzuceniu zakonu jezuitów stał się sędzią i politykiem. Nieuczciwy sąsiad, który nie chciał oddać mu pożyczonych pieniędzy, wykradł jego esej o tym, że to człowiek stworzył Boga, a religia została ustanowiona przez ludzi bez religii po to, by ich czczono. To skończyło się dla Łyszczyńskiego śmiercią i zapomnieniem.

Kazimierz Łyszczyński w swoim eseju dowodził, że Bóg nie istnieje, ponieważ na to wskazuje logika i niezmienności praw przyrody. Był nie tylko ateistą, ale krytykiem wszystkich religii. Według niego teologowie przypisują Bogu działania, które mają wyjaśnienie w nauce i naturze. Uznał więc, że duchowni świadomie kłamią i ogłupiają wiernych, ponieważ niewiedza ludzi jest najlepszym narzędziem do sprawowania nad nimi władzy i utrzymania społeczeństwa, które się nie buntuje. Łyszczyński pisał, że religia została opracowana przez ludzi bez religii, którzy wymuszają na innych, by bali się Boga, sami się go nie bojąc. Analizując i cytując nieznanych myślicieli, dowodził, że to człowiek wymyślił Boga i skwitował, że z tego powodu można dojść do jedynego wniosku: że Bóg nie istnieje.

Andrzej K. Sidorski w artykule w OKO.press zauważa, że Łyszczyński swoim esejem wyprzedził epokę, w której żył (barok), o sto lat i ubiegł tak znanych filozofów oświecenia, jak Denis Diderot, Paul Holbach czy ksiądz Jean Meslier. Czemu jednak tak mało osób zdaje sobie z sprawę z tego, kim był Kazimierz Łyszczyński?

Zobacz wideo Czy można oszukać wariograf? Biegły sądowy rozwiewa wątpliwości [Oskarżam. Kryminalny cykl Gazeta.pl]

Był pierwszym ateistą w Polsce. Przez kilka lat należał jednak do zakonu jezuitów

Kazimierz Łyszczyński urodził się w 1634 roku w Łyszczycach na terenie obecnej Białorusi. Jego rodzina należała do średniozamożnej szlachty. Idąc w ślady ojca, zaciągnął się do wojska i walczył w obronie Polski podczas wojny ze Szwedami (1655-1657). Po niej zaciągnął się do zakonu i jako jezuita studiował filozofię, teologię, retorykę i logikę przez kilka lat w Krakowie, Kaliszu i Lwowie. Był uczestnikiem wykładów Jana Morawskiego, który był specjalistą od doktryn innowierców. Z zakonu ostatecznie wystąpił w 1666 roku, ożenił się i zajął się polityką, co udawało mu się wyjątkowo dobrze. Przez siedem lat piastował, z nadania szlachty i przy poparciu samego Jana III Sobieskiego, funkcję podsędka brzeskolitewskiego - był więc jednym z kilkunastu sędziów królewskich, którzy mieli prawo sądzić szlachtę. Uznawany był za sprawiedliwego sędziego, który nie wahał się nawet "podpaść" Kościołowi. Miało to miejsce po tym, jak nakazał jezuitom zwrócić teren, który ci bezprawnie zgarnęli mieszczaninowi z Brześcia.

Jan III Sobieski zresztą tak pisał o Łyszczyńskim: "Od młodych lat służył w wojsku koronnym w chorągwi Jana Sapiehy, a następnie w wojskach litewskich pod księciem podkanclerzym Wielkiego Księstwa Litewskiego, biorąc udział w wojnie z najazdem moskiewskim, szwedzkim i węgierskim" - co wskazuje na dużą sympatię, jakim darzył go monarcha.

Rozwijając swoją pozycję polityczną, Kazimierz Łyszczyński w tajemnicy (począwszy od 1674 roku) zaczął pisać esej zatytułowany "De non existentia Dei", co z łacińskiego oznacza "O nieistnieniu Boga". Według współczesnych historyków, jest to pierwszy polski traktat filozoficzny o religii, ale napisany z perspektywy osoby niewierzącej. Niestety, o tajemnicy Łyszczyńskiego niebawem mieli dowiedzieć się wszyscy, w tym sam król.

Sąsiad ukradł Łyszczyńskiemu jego tajny esej. Przez kilka godzin musiał klęczeć przed krzyżem

Jan Kazimierz Brzoska, nie chcąc oddać pożyczonej mu przez Łyszczyńskiego dużej kwoty pieniędzy, doniósł na swojego sąsiada, wcześniej wykradając i dostarczając sądowi rękopis jego tajnego dzieła. Oskarżyciel, zapoznając się z esejem, zarzucił Łyszczyńskiemu ateizm, a dodatkowo określanie małżeństwa "umową świecką" i nieprzestrzeganie zakazu małżeństw między osobami spokrewnionymi (miał bowiem wydać swoją córkę za krewnego). Początkowo Kazimierz Łyszczyński zaprzeczał temu, że jest niewierzący. Twierdził też, że w kolejnej części traktatu chciał obalić argumenty za nieistnieniem Boga. Nikt jednak nie uwierzył w jego zapewnienia.

10 marca 1689 roku w kościele św. Jana w Warszawie ustawiono drewniane theatrum, przykryto je czerwonym materiałem, a na nim ustawiono krucyfiks. Chór zaczął śpiewać pasję, gdy do pomieszczenia wprowadzono Łyszczyńskiego i zmuszono go do uklęknięcia przed krzyżem. W tej pozycji musiał uczestniczyć we mszy, nieszporach i kazaniu biskupa Mikołaja Popławskiego. Wszystko to trwało kilka godzin. Następnie klęczący 55-latek miał odczytać to, co napisali duchowni. Zgodnie z dokumentem, który znajduje się w archiwum ks. Radziwiłłów, były to słowa:

Ja, Kazimierz Łyszczyński, najnieszczęśliwszy niedawno z ludzi, który i onego szalonego, mówiącego w sercu nie masz Boga, niesłychaną lekkomyślnością i zaślepieniem umysłu przewyższywszy, poważyłem się naprzód powątpiewać, potem wiedzieć, ina ostatek pisać przeciwko Jesteństwa Boga albo egzystencji, którego chwalą nieba i ziemia, przeciwko Przenajświętszej Trójcy i Człowieczeństwa Pana Naszego Jezusa Chrystusa i wcieleniu jego i przeciwko nienaruszonego Panieństwa Panny Boga Rodzice. (…) Ale pokutą tak ciężkiego grzechu wzbudzony i jawnością Jesteństwa Najwyższego Boga przezwyciężony, chcąc duszę moją zbawić, według możności zgorszonych ludzi przeze mnie naprawić, w obecności Świętego Rzymskiego Katolickiego Kościoła przed najwyższym Bogiem Trojakim w osobach a jednym w istocie, przed Jezusem Chrystusem moim i całego narodu ludzkiego odkupicielem, (...) ustami szczerymi, pokutującym zmysłem odprzysięgam tej niezbożnej bezbożności, prydziesże oną potępiam, wszystkie moje błędy i pisma wyznawam w Boga Ojca Wszechmogącego etc. całe Credo, mówię.

Łyszczyński, który w ten sposób miał odwołać swoje ateistyczne poglądy, nie był na siłach, by odczytać do końca to, co zapisali mu biskupi. Czytanie dokończył więc wyznaczony ksiądz. Następnie oskarżony musiał powtarzać wyznanie wiary. Gdy skończył, biskup Popławski - z psalmem pokutnym na ustach - zaczął okładać biczem Łyszczyńskiego, co miało być "aktem jego rozgrzeszenia". Po wyprowadzeniu z kościoła, szlachcic ponownie trafił do zamkowego lochu (co również budziło sprzeciw, ponieważ łamało prawo neminem captivabimus nisi iure victum - żaden szlachcic nie może być więziony bez wyroku sądowego).

Łyszczyński za napisanie eseju został skazany na śmierć - i to dwukrotnie. Najpierw w 1688 roku przez sąd kościelny, a rok później przez specjalnie powołaną komisję sejmową na Zamku Królewskim. Posłowie domagali się drugiego procesu, ponieważ byli oburzeni, że Kościół wydał wyrok na szlachcica i obawiali się tego, że duchowni wprowadzą w Polsce inkwizycję. Na koniec tego drugiego procesu oskarżony nie prosił nawet o ułaskawienie, ale zwrócił się do króla Jana III Sobieskiego o zmianę kary - ze spalenia na ścięcie mieczem.

Dlaczego wydano tak surowy wyrok? Powodem mogło być to, że w sejmowej komisji, która sądziła Łyszczyńskiego, zasiadali biskupi (jako członkowie senatu), którzy domagali się tortur i śmierci dla oskarżonego. Duchowni zastraszyli też posłów i króla wizją "bożego gniewu", który ich zdaniem zemściłby się na całym społeczeństwie. A Boga, ponownie ich zdaniem, mogła "przebłagać" jedynie śmierć w męczarniach. Dodatkowo oskarżyciel twierdził, że ateiści sprzeciwiają się władzy królewskiej, która jak każda inna władza "pochodzi od Boga". Chciał, by do oskarżeń dopisać także to, że Łyszczyński obraził królewski majestat. Po tym było już niemal pewne, że szlachcic nie może liczyć na ułaskawienie.

I chociaż obrońcy Łyszczyńskiego podkreślali, że oskarżonemu trzeba dać możliwość nawrócenia się, to biskupi podczas głosowania jednoznacznie zaznaczyli, że głosy oddane będą nie za lub przeciw ukaraniu szlachcica, ale za lub przeciwko Bogu.

Zdaniem biskupów Łyszczyński zasłużył na "kary cięższe od kryminalnych". Nie okazali mu miłosierdzia

Zgodnie z wyrokiem, który został spisany w jednym z listów biskupa Andrzeja Chryzostoma Załuskiego, 28 marca Łyszczyński został skazany w sprawie "o tak okropną zbrodnię, o bezecny ateizm przeciwko istnieniu Boskiego Majestatu i Trójcy Przenajświętszej, tudzież przeciwko najbłogosławieńszej Bogarodzicy Pannie Marii" i zdaniem sądu "zasłużył na kary cięższe od kryminalnych", a więc konfiskatę dóbr (zniszczenie jedynego egzemplarza jego eseju; spalenie dworku jako "siedliska zarazy"; oddanie połowy majątku skarbowi królewskiemu a drugiej połowy... donosicielowi Brzoskowi, co zostało przyjęte z powszechnym oburzeniem) i śmierć przez spalenie na stosie.

Wyrok został wykonany na Rynku Starego Miasta w Warszawie dwa dni później - 30 marca 1689 roku. Na prośbę skazanego, Jan III Sobieski zgodził się na uprzednie ścięcie mieczem głowy Łyszczyńskiego. Następnie jego zwłoki zostały wywiezione poza miasto, gdzie je spalono. Inaczej egzekucję opisał biskup Załuski, według którego kat najpierw wyrwał język skazanego, co miało być karą za "wystąpienie przeciwko Bogu" i kolejno podpalił esej, który Łyszczyński trzymał w prawej ręce. Następnie skazany miał zostać spalony na stosie w centrum Warszawy, co miało "przebłagać Boga" za jego grzechy, "o ile za takie bezeceństwa można Boga przebłagać".

Wyrokiem śmierci na ateiście oburzony był nawet papież Innocenty XI

Szlachta uznała, że wydany wyrok był drakoński, a kara dla uznanego szlachcica i polityka nieodpowiednia. Oburzony karą śmierci miał być nawet papież Innocenty XI, który wysłał do Jana III Sobieskiego list z krytyką. Okrutny wyrok doczekał się wzmianek w wielu zagranicznych tytułach. W kwietniu 1689 roku paryska "Gazette" pisała, że wykonanie wyroku zostało przesunięte z 29 na 30 marca, ponieważ obawiano się, że silna wichura przyczyni się do rozniecenia pożaru ze stosu, na którym miał spłonąć Łyszczyński. Wówczas w Warszawie domy były w większości drewniane.

Sam Łyszczyński nie posiada grobu, a jego prochy miały zostać wystrzelone z armaty w kierunku Turcji (lub rozsypane poza murami Warszawy). W pobliżu Łyszczyc, niedaleko cerkwi Pokrowskiej w Szczytnikach Małych w Białorusi, znajduje się jedynie symboliczny nagrobek pierwszego polskiego ateisty. W Litwie i Białorusi, za czasów Związku Radzieckiego, Łyszczyński był upamiętniany jako bohater walki o wyzwolenie ludzi spod wpływów kościoła.

W Polsce natomiast Łyszczyński do tej pory nie został upamiętniony żadnym pomnikiem czy nazwą ulicy, a mimo głośnego, jak na tamte lata wyroku, po skazanym nie została żadna podobizna. Pod jego imieniem działa jedynie ateistyczna Fundacja. Samo nazwisko Łyszczyńskiego jest więc w Polsce niemal nieznane, chociaż zagraniczne edycje Wikipedii, m.in. angielska i niemiecka umieściły jego nazwisko w kategorii "historia ateizmu" obok takich nazwisk, jak Gulio Cesare Vanini czy Baruch Spinoza. Nieoficjalnie dzień 30 marca uznawany jest w Polce za Dzień Ateizmu.

"Traktatów o istnieniu Boga napisano na świecie setki. O nieistnieniu - tylko jeden i to właśnie w Polsce"

W ramach wyroku spalono rękopis dzieła Łyszczyńskiego - który mógł być pierwszym w Polsce, a nawet w Europie, esejem dowodzącym tego, że Bóg nie istnieje. Z fragmentów pism procesowych wiadomo jedynie, że spisana w łacinie na 265 kartach księga kończyła się zdaniem "Ergo non est Deus" ("A zatem Boga nie ma"), a w jednej z kart zapisano, że "człowiek jest twórcą Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka".

Prof. Andrzej Rusłan uważał, że Łyszczyński był pierwszym, który użył sformułowania "my ateiści" ("Nos Athei ita demonstramus, non est Deus" - "My ateiści tak twierdzimy, że Bóg nie istnieje"). Z kolei prof. Andrzej Nowicki podkreśla, że esej szlachcica był oparty na solidnych argumentach, poprzedzonych studiami filozoficznymi. "Traktatów o istnieniu Boga napisano na świecie setki. O nieistnieniu - tylko jeden i to właśnie w Polsce" - dowodził Nowicki.

Ponadto Łyszczyński, ekskomunikowany w 1668 roku po tym, jak stwierdził, że małżeństwo jest "umową świecką", a nie sakramentem, był poniekąd prekursorem ślubów cywilnych. A te w Polsce pojawiły się dopiero w 1946 roku.

Historia Kazimierza Łyszczyńskiego dowodzi też, że w Polsce ateizm istniał od dawna - i nie został "przywieziony" wraz z Armią Czerwoną. Profesor Nowicki uważa, że pamięć o egzekucji nie powinna nam przesłaniać wartości, które Łyszczyński próbował wnieść do kultury Polski, będąc niezależnym myślicielem. Jego śmierć dowodzi jednak temu, co przez lata uznawane było za niemożliwie w "państwie bez stosów", a więc skazanie kogoś na spalenie za poglądy, działania, wiarę - lub jej brak.

Zachowało się tylko pięć fragmentów z 265-stronnicowego eseju Kazimierza Łyszczyńskiego

Fragmenty pracy Łyszczyńskiego zachowały się także w mowie instygatora Wielkiego Księstwa Litewskiego. Były one, zdaniem oskarżyciela publicznego, najlepszymi dowodami na to, że oskarżony jest ateistą. Co pisał Łyszczyński?:

  1. "zaklinamy was, o teologowie, na waszego Boga, czy w ten sposób nie gasicie Światła Rozumu, czy nie usuwacie słońca ze świata, czy nie ściągacie z nieba Boga waszego, gdy przypisujecie Bogu rzeczy niemożliwe, atrybuty i określenia przeczące sobie";
  2. "Człowiek jest twórcą Boga, a Bóg jest tworem i dziełem człowieka. Tak więc to ludzie są twórcami i stwórcami Boga, a Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tylko w umyśle, a przy tym bytem chimerycznym, bo Bóg i chimera są tym samym";
  3. "Religia została ustanowiona przez ludzi bez religii, aby ich czczono, chociaż Boga nie ma. Pobożność została wprowadzona przez bezbożnych. Lęk przed Bogiem jest rozpowszechniany przez nielękających się, w tym celu, żeby się ich lękano. Wiara zwana boską jest wymysłem ludzkim. Doktryna bądź to logiczna, bądź filozoficzna, która się pyszni tym, że uczy prawdy o Bogu, jest fałszywa, a przeciwnie, ta, którą potępiono jako fałszywą, jest najprawdziwsza";
  4. "Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie; tego samego uciemiężenia broni jednak lud, w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud";
  5. "Jednakże nie doświadczamy ani w nas, ani w nikim innym takiego nakazu rozumu, który by nas upewniał o prawdzie objawienia bożego: Jeżeli bowiem znajdowałby się w nas, to wszyscy musieliby je uznać i nie mieliby wątpliwości i nie sprzeciwialiby się Pismu Mojżesza ani Ewangelii - co jest fałszem i nie byłoby różnych sekt, ani ich zwolenników w rodzaju Mahometa itd. Lecz [nakaz taki] nie jest znany i nie tylko pojawiają się wątpliwości, ale nawet są tacy, co zaprzeczają objawieniu, i to nie głupcy, ale ludzie mądrzy, którzy prawidłowym rozumowaniem dowodzą czegoś wręcz przeciwnego, tego właśnie, czego i ja dowodzę. A więc Bóg nie istnieje".
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.