– Kiedy zaczynałem pracę, sezon zagrożenia pożarowego zaczynał się dopiero w marcu i trwał do października. W miesiące późnojesienne i zimowe nie mieliśmy pożarów. Teraz od wielu lat pożary w lasach występują praktycznie przez cały rok. Nieraz pierwsze mamy już 1 stycznia – mówi dr hab. Ryszard Szczygieł, prof. Instytutu Badawczego Leśnictwa. Co wpływa na ryzyko rozprzestrzeniania się pożarów? Czy w przyszłości lasy w Polsce będą płonąć coraz częściej? Dlaczego najwięcej pożarów ma miejsce w kwietniu? Odpowiedzi znajdziecie w poniższej rozmowie.
Szymon Bujalski: Czy w ciągu ostatnich lat w lasach robi się coraz bardziej sucho? Możemy powiedzieć, iż to faktycznie coraz większy problem?
Dr hab. Ryszard Szczygieł: Oczywiście. Zbieramy dane od 1948 roku. W tym okresie widać wyraźnie tendencję wzrostową. jeżeli chodzi o liczbę pożarów i powierzchnię ulegającą spaleniu, to dotyczy to całego świata, nie tylko Polski. Główny czynnik to zmiany klimatyczne, jakie zachodzą na całej kuli ziemskiej, przez co z roku na rok bite są kolejne rekordy temperatury.
Pamiętam, jak na kongresie leśnym w Paryżu w 1991 r. prelegent z Włoch na podstawie danych statystycznych ONZ mówił, iż rocznie w tamtych latach w różnym stopniu ulegało spaleniu około 10 mln hektarów lasów. Dla porównania powierzchnia leśna Polski to nieco powyżej 9 mln hektarów. Dzisiaj na podstawie danych satelitarnych, bardziej dokładnych niż tamte dane statystyczne, Globalne Centrum Monitorowania Pożarów we Freiburgu szacuje, iż corocznie ulega spaleniu od 300 do 600 mln hektarów lasów i tzw. terenów niezagospodarowanych. Przyspieszenie jest więc ogromne.
Warto przy tym dodać, iż według szacunków za około 90% światowej powierzchni spalonej odpowiada od 5 do 10% tzw. megapożarów. To np. pożar w Australii na przełomie 2019 i 2020 r., gdy spaliło się ponad 11 mln hektarów lasów. Lub też pożar na wyspie Borneo w Indonezji w latach 80., który trwał ponad sześć miesięcy, a podczas którego spaleniu uległo ponad 3,5 mln hektarów lasów.
Niewyobrażalne powierzchnie.
To prawda, coś niewyobrażalnego. Nośne tytuły w prasie, w stylu „Ziemia ma zapalenie płuc” (bo lasy traktujemy jako płuca Ziemi) lub „Po epoce antropocenu nadchodzi epoka ognia”, bardzo przemawiają do wyobraźni.
A jak wygląda sytuacja z pożarami lasów w Europie i Polsce?
W Europie rejony, które mają najwięcej pożarów i największe straty, znajdują się oczywiście na południu. To Portugalia, Hiszpania, Francja, Grecja. Ale widać przy tym, iż z powodu zmian klimatycznych strefa uważana kiedyś za najbardziej ryzykowną powoli przesuwa się na północ. Jeszcze nie tak dawno mieliśmy duże pożary w Szwecji, w Norwegii, w Niemczech.
Jeśli chodzi o sytuację naszego kraju na tle Europy, to warto posiłkować się danymi Europejskiego Systemu Informacji o Pożarach Lasów (EFFIS). Wynika z niego, iż według danych statystycznych z lat 2011-2020, które dotyczą liczby pożarów, Polska plasuje się na trzecim miejscu po Portugalii i Hiszpanii. W tym czasie średnio każdego roku występowało u nas 7400 pożarów. Natomiast jesteśmy dopiero na 10. miejscu pod względem średniej powierzchni rocznej ulegającej spaleniu, która wynosi 3600 hektarów rocznie, oraz dopiero na 18. miejscu pod względem średniej powierzchni spalonej jednego pożaru, która wynosi 0,5 hektara. Co więcej, ponad 90% wszystkich gaszonych pożarów nie osiągnęło 1 hektara. Ten ostatni miernik jest bardzo ważny, bo obrazuje efektywność funkcjonującego systemu ochrony przed pożarami lasów.
Dla przykładu dodam, iż w tym czasie najwyższy wskaźnik w Europie miała Chorwacja, gdzie średnia powierzchnia jednego pożaru przekraczała 56 ha, w Serbii było to 28 ha, a w Macedonii – 21 ha. Z kolei w Hiszpanii i Portugalii, do których się porównujemy, średnia powierzchnia pożaru przekraczała nieco 7 ha.
Można więc podsumować, iż Polska jest krajem o dużej liczbie pożarów, ale dzięki skutecznemu i efektywnemu systemowi utrzymywanemu przez Lasy Państwowe, który kosztuje ponad 100 mln zł rocznie, ich konsekwencje nie są aż tak drastyczne.
Co wpływa na zwiększenie ryzyka wystąpienia pożaru?
Główne czynniki to wartość temperatur maksymalnych oraz brak opadów. Przekłada się to na kolejny czynnik, czyli wilgotność materiałów leśnych: im bardziej są przesuszone, tym większe ryzyko powstania i szybkiego rozprzestrzeniania się pożaru.
Ale znaczenie mają też inne aspekty. To np. wiatr, który w przypadku powstania pożaru odgrywa decydującą rolę w wielkości pożaru, czy chociażby huragany jak ten, który kilka lat temu połamał w Polsce drzewa na powierzchni około 100 tys. ha. Ten martwy materiał gwałtownie wysycha, stwarzając w ten sposób zagrożenie pożarowe. Swego czasu w Puszczy Białowieskiej na skutek sprzyjających warunków meteorologicznych – a można powiedzieć, iż choćby klimatycznych – doszło do gradacji kornika drukarza, przez co powstały olbrzymie ilości martwej masy, co diametralnie zwiększyło zagrożenie pożarowe.
Jak więc widać wśród zagrożeń możemy wymienić i te bezpośrednie, i te pośrednie, w tym właśnie zmiany klimatyczne.
Jak zmienia się zagrożenie pożarowe w Polsce w porównaniu z innymi częściami świata?
Zagrożenie rośnie wolniej niż w innych częściach świata, takich jak np. Australia, USA, Kanada czy południe Europy. Głównie z powodu niższych temperatur maksymalnych. Już w kwietniu tego roku temperatury w Hiszpanii dochodziły do 40℃, a co będzie latem? Nam do takich temperatur jeszcze trochę brakuje.
Zdecydowanie inne są też powierzchnie spalonych lasów. I to choćby w wypadku dużych pożarów, jak pożar z 1992 r. w Kuźni Raciborskiej o powierzchni około 9 tys. ha, czy też ostatni duży pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego z 2020 r., w którym spłonęło ponad 5,5 tys. hektarów (głównie szuwarów, lasu tylko ok. 1 tys. hektara). Tymczasem w samej Brazylii kilka lat temu spłonęło blisko 1 mln hektarów lasów. Wielkie pożary odnotowuje się też w Australii, USA, RPA, różnych krajach azjatyckich i Rosji, która jest rekordzistką, jeżeli chodzi o liczbę pożarów i powierzchnię spaloną. W roku 2003, kiedy warunki pogodowe ekstremalnie sprzyjały pożarom, na samej Syberii spaleniu uległo około 20 mln hektarów lasu. Stało się tak, bo jest to teren bardzo trudno dostępny, przez co nie było możliwości prowadzenia skutecznej akcji gaśniczej. Czyli na tle innych państw, pomimo dużej liczby pożarów, nie prezentujemy się tak dramatycznie.
Czy z powodu zmiany klimatu zagrożenie pożarowe w polskich lasach pojawia się wcześniej?
Zajmuje się ochroną przeciwpożarową lasów ponad 50 lat, więc mogę w tej perspektywie czasu to ocenić. Kiedy zaczynałem pracę, sezon zagrożenia pożarowego zaczynał się dopiero w marcu i trwał do października. W miesiące późnojesienne i zimowe nie mieliśmy pożarów. Teraz od wielu lat pożary w lasach występują praktycznie przez cały rok. Nieraz pierwsze mamy już 1 stycznia.
Dlaczego?
Dlatego, iż nie ma pokrywy śnieżnej i jest deficyt wody w lasach. Oczywiście najważniejsze są warunki meteorologiczne. W tym roku jest dosyć zimno, chłodno, mokro. Do 24 kwietnia mieliśmy więc ok. 300 pożarów, podczas gdy w ubiegłym roku o tej samej porze było ich już blisko 2000. W ubiegłym roku tylko w marcu było ok. 1500 pożarów, a w ciągu jednego marcowego dnia notowaliśmy ich ponad 140. Oznacza to, iż jak jest mokro, to choćby jeżeli ludzie pójdą do lasu, ich niebezpieczne zachowanie nie jest w stanie spowodować zagrożenia ze względu na wilgotność materiału. Jak się robi sucho i ciepło, więcej ludzi idzie do lasu i w sposób umyślny lub nieumyślny stwarza zagrożenie pożarem.
W jakim okresie, w jakich miesiącach to zagrożenie jest największe?
Statystycznie do największej liczby pożarów dochodzi w kwietniu, a później w maju, czerwcu, lipcu.
Czemu w kwietniu?
Dlatego, iż w kwietniu wegetacja nie jest w pełni rozwinięta. pozostało dużo uschniętych traw – materiału palnego bardzo łatwego do inicjacji i rozprzestrzeniania się ognia. Dlatego też bardzo dużo pożarów, jeżeli są sprzyjające warunki, notujemy również w marcu. Przy czym pożarów traw mamy ponad 10 razy więcej niż pożarów lasów. To one dominują w statystykach.
Były jednak takie lata, gdy maksima występowania pożarów notowaliśmy np. w sierpniu. W 2015 r. mieliśmy w tym miesiącu blisko 4500 pożarów. Z kolei pod koniec lad 90. dominującym miesiącem bywał też wrzesień. Wszystko zależy więc od warunków meteorologicznych. Statystycznie najbardziej palnym miesiącem jest jednak kwiecień.
Co przyniesie przyszłość?
Jeśli trend wzrostu temperatury będzie się utrzymywał oraz będziemy cały czas obserwować deficyt opadów i wody w środowisku leśnym, to zagrożenie z pewnością będzie się utrzymywało. Istnieje jednak ryzyko, iż będzie rosło.
W naszej szerokości geograficznej 99% wszystkich pożarów wiąże się jednak z działalnością człowieka: celową (podpalenia) bądź nieumyślną (np. lekkomyślność w obchodzeniu się z ogniem). Teoretycznie, gdybyśmy mieli wyedukowane, proekologicznie nastawione społeczeństwo – a wydaje się, iż w tym kierunku zmierzamy – to jest szansa, iż mimo potencjalnie większego ryzyka pożarowego będziemy w stanie w miarę skutecznie chronić nasze lasy. Taką mam przynajmniej nadzieję.
To nadzieja uzasadniona czy płonna?
Po trochu może i uzasadniona. Pracuję w Instytucie Badawczym Leśnictwa na rzecz Lasów Państwowych i widzę, ile działań jest poświęconych na edukację przede wszystkim dzieci i młodzieży. Rocznie Instytut odwiedza od 3500 do 5000 dzieci, które przychodzą tu na lekcję, powiedzmy, spotkania z przyrodą i lasem. W jej trakcie poruszane są również zagadnienia związane z ochroną przeciwpożarową. I widzę, iż dzieci chłoną to jak gąbka. Mam więc nadzieję, że również będą pilnować swoich rodziców. W tym upatruję jakąś szansę, jakąś nadzieję. Może się mylę, ale chcę wierzyć, iż ludzie z natury są dobrzy.
Skoro o ludziach rozmawiamy, to więcej jest tych celowych podpaleń, o których pan wspominał, czy przypadkowych, bo ktoś zostawił butelkę i…
Nie ma pożarów od butelek. To mit. Kiedyś robiliśmy badania na ten temat i jest to absolutnie niemożliwe. Musiałoby zostać spełnionych szereg warunków, żeby szklane opakowanie było soczewką skupiającą zdolną spowodować zapalenie materiału w lesie. Natomiast niestety blisko 40% wszystkich pożarów w lasach to wynik podpalenia, czyli umyślnego, celowego działania. Generalnie robią to dorośli, a nie młodzież i dzieci, dlatego widzę szansę w tym, iż ta młodzież i dzieci dorosną i będą pamiętały o tym, o czym ich się uczyło.
Natomiast w porównaniu do innych państw podpalenia w Polsce są dość istotną przyczyną pożarów. One wynikają z różnych przyczyn. Często są to jakieś zaburzenia psychiczne, zemsty na straży leśnej, bo ktoś został za coś ukarany. Zdarzają się też niestety przypadki, iż choćby strażacy ochotnicy coś podpalają, żeby na przykład wykazać się później przy działaniach gaśniczych.
Myślę jednak, iż te oficjalne 40% to trochę zawyżona wartość, dlatego iż jeszcze w latach ubiegłego wieku, kiedy był obowiązek ściślejszego dochodzenia popożarowego, ta wartość była na poziomie ponad 20%.
Dlaczego przypuszcza pan, iż to zawyżone dane?
Dzisiaj kierujący działaniem ratowniczym ma w meldunku do wypełnienia rubrykę „prawdopodobna przyczyna pożaru”. Gdy nie ma oznak skłaniających do wyboru innej przyczyny, pisze „podpalenie” – i to później już idzie do statystyk. Ale choćby jeżeli faktycznie byłoby to np. o 10% mniej, to te 30% podpaleń i tak jest niepokojące.
Reszta pożarów ma swój początek głównie w związku z nieostrożnym obchodzeniem się z ogniem. Pożary naturalne, czyli będące efektem wyładowania atmosferycznego, odpowiadają u nas za ok. 1% wszystkich pożarów. Ale z reguły przy burzach, które u nas występują, wyładowaniom towarzyszą opady deszczu. zwykle taki pożar kończy się więc spaleniem pojedynczego drzewa czy niewielkiej powierzchni gleby. Natomiast w krajach takich jak Syberia czy w niektórych rejonach Stanów Zjednoczonych pożary na skutek wyładowań – tzw. suchych burz, kiedy nie ma opadów – odpowiadają choćby za 60% wszystkich pożarów.
Kiedy mówimy o pożarach za granicą, np. w Australii, często wskazuje się, iż człowiek wchodzi zbyt głęboko z zabudową, z infrastrukturą. Że wpychamy się tam, gdzie nie powinno nas być. Czy to problem także w Polsce?
Na pewno człowiek cały czas rozszerza granice swojego funkcjonowania. Jest nas coraz więcej, a ludzie chcą też mieszkać w otoczeniu lasów. W Polsce nie mamy jednak takich problemów, jak w Grecji, Australii czy USA, by powstał pożar, który niszczy tysiące domów i zmusza wiele osób do ewakuacji. Oprócz wszystkich wymienionych wcześniej czynników, które wpływają na ryzyko pożarowe, istotne jest też to, iż mamy pewne wymogi dotyczące możliwości budowy dużych ilości domów na obszarach leśnych. W efekcie możliwość taka jest u nas w bardzo dużym stopniu ograniczona.
Dlaczego ten system sprawdza się w Polsce, a nie w innych krajach europejskich?
Nasz system opiera się na szybkim wykryciu pożaru, niezwłocznym zaalarmowaniu adekwatnych instytucji oraz przystąpieniu do gaszenia na wcześnie możliwym etapie rozprzestrzeniania się ognia. W innych krajach europejskich nie ma tak zorganizowanego systemu. Poza tym najważniejsze jest to, iż w Polsce właścicielem ponad 70% powierzchni leśnej jest jedna organizacja – Lasy Państwowe. Stać ją na zorganizowanie odpowiedniego systemu i ponoszenie kosztów.
Zresztą widać to przejawia się to w innych statystykach. Blisko 20% powierzchni leśnej w Polsce to lasy innych właścicieli niż Skarb Państwa, czyli lasy prywatne. Mimo to ok. 60% pożarów lasów i ok. 80% powierzchni spalonej dotyczy prywatnych właścicieli. Dlaczego? Bo tam ten system nie funkcjonuje. I to wyraźny dowód na to, iż jeżeli system jest należycie zorganizowany, jeżeli gwałtownie się reaguje, to efekty przychodzą.
Warto przy tym dodać, iż nie zawsze tak było. W roku 1992 mieliśmy wielkoobszarowe pożary w Kuźni Raciborskiej, w Nadleśnictwie Potrzebowice. Spłonęło wówczas ponad 44 tys. hektarów lasów. Od tego czasu zaczęto bardziej inwestować w bezpieczeństwo. Te inwestycje przynoszą dzisiaj określone, pozytywne rezultaty, dzięki czemu nasz system uważany jest za jeden z lepszych nie tylko w Europie, ale i na świecie.
Skoro system działa dobrze, to czy trzeba w nim coś poprawiać?
W Instytucie Badawczym Leśnictwa pracuję w Laboratorium Ochrony Przeciwpożarowej Lasu. Jednostka ta 1 kwietnia tego roku obchodziła 60-lecie istnienia. Przez ten cały czas rozwijają się różne narzędzia, technologie, sprzęt. Cały czas doskonalony i rozwijany jest też system ochrony przeciwpożarowej. Ale oczywiście wciąż jest co poprawiać.
Ogólnie dużym problemem będzie deficyt wody, który wpłynie na nasze możliwości użycia wody przy akcjach gaśniczych. Z pewnością budowa innych rodzajów zaopatrzenia w wodę dla celów gaśniczych to dla Lasów Państwowych duże wyzwanie.
Warto też rozwijać modelowanie pożaru, czyli przewidywania dotyczące tego, jak one będą się rozprzestrzeniać. To ważne, żeby jak najlepiej dobierać taktykę i technikę gaszenia. Z pewnością przyda się również rozbudowa systemu wykrywania pożarów w Lasach Państwowych. W tej chwili mamy 711 dostrzegalni pożarowych, z czego ponad połowa to dostrzegalnie wyposażone w sprzęt telewizyjny i kamerę. Im więcej takich miejsc, tym szybciej będziemy mogli dostrzegać pożary i tym szybciej będziemy przeprowadzać skuteczne akcje gaśnicze.
Wykrycie pożaru, skuteczny system alarmowania, kooperacja leśników i strażaków, szybkie i efektywne gaszenie – tak to powinno wyglądać. I tak to u nas wygląda.
A co robić globalnie? Można nakreślić jakieś główne kierunki działań, uniwersalne postulaty w kontekście ochrony lasów całego świata? Czy też najważniejsze jest po prostu jedno: ograniczenie emisji gazów cieplarnianych i zmiany klimatu?
To z pewnością by było najlepsze, ale jest jednocześnie bardzo trudne do przeprowadzenia. jeżeli chodzi o ogólne zasady, to na pewno kluczowa jest profilaktyka, w tym również edukacja, wychowanie społeczeństwa, przygotowanie lasów na wypadek powstania pożaru (np. posiadanie odpowiedniej ilości sił i sprzętu). To są ogólne zasady, które dotyczą w zasadzie wszystkich krajów.
Wracając do przykładu Syberii, w jej przypadku problem jest taki, iż wykrycie pożaru następuje bardzo późno. Nie ma też dużych środków, by podjąć odpowiednie i skuteczne działania gaśnicze. Co prawda mają system satelitarny do wykrywania pożarów, tylko iż pozwala on wykryć pożar, gdy zajmuje już kilkanaście hektarów powierzchni. Między innymi z tych powodów u nas średni pożar zajmuje 0,5 hektara, a na dalekiej Syberii ponad 250 hektarów.
Rozmawiał Szymon Bujalski
dr hab. inż. Ryszard Szczygieł – prof. Instytutu Badawczego Leśnictwa, kierownik Laboratorium Ochrony Przeciwpożarowej Lasu. Wykształcenie pożarnicze i leśne oraz ponad pięćdziesięcioletnie doświadczenie sprawia, iż zainteresowania zawodowe koncentrują się na problematyce ochrony przeciwpożarowej lasu, analizie ryzyka i monitoringu pożarowego, pirologii leśnej, modelowania pożaru lasu oraz taktyki i techniki gaszenia pożarów. Autor, bądź współautor 150 publikacji naukowych, 100 prac badawczych i kilkunastu wdrożeń rozwiązań technicznych i organizacyjnych w Lasach Państwowych. Wieloletni wykładowca w Szkole Głównej Służby Pożarniczej.