Minuta ciszy, pokolenie krzyku

opowiecie.info 18 godzin temu

1 sierpnia nie domaga się pomników z brązu. Domaga się ciszy, refleksji – i odwagi, by zrozumieć, czym naprawdę był patriotyzm tamtych młodych. Nie zadęciem. Nie agresją. Marzeniem o wolności.

To nie jest dzień na wielkie słowa. Na koturnową martyrologię, na składanie wieńców pod obiektyw. 1 sierpnia – godzina „W” – to dzień, w którym Warszawa i Polska zamierają. Przez chwilę. Ale w tej chwili zawiera się cała prawda o tamtym pokoleniu: miało po siedemnaście, osiemnaście lat i szło walczyć nie po to, żeby zginąć, tylko po to, żeby żyć w wolnej Polsce.

Nie ma potrzeby dopisywać do ich biografii kolejnych patetycznych rozdziałów. Oni już wtedy nie potrzebowali zgody „góry” – wiedzieli, iż trzeba wziąć los w swoje ręce. Z pistoletem w kieszeni, z butelką benzyny, z wierszem Baczyńskiego, z zakazaną nadzieją. Często w trampkach. Często bez żadnego doświadczenia. Ale zawsze z przekonaniem, iż są u siebie – i iż mają prawo się bronić.

Dziś, gdy słuchamy wspomnień tych, którzy przetrwali, uderza jedno: brak nienawiści. Nie było w nich zemsty, nie było nacjonalistycznego zacietrzewienia. Było człowieczeństwo. Dziewczyny z łączności opatrywały rannych – także niemieckich. Chłopcy z Kedywu pomagali cywilom, choć wiedzieli, iż to oznacza wolniejszy odwrót i większe ryzyko.

Na tym tle dzisiejsze „patriotyczne” wzmożenie wygląda jak nieudolna kopia. Krzyki o „czystości rasy”, o „silnym narodzie” – wypowiadane przez tych, którzy z bronią w ręku nie potrafiliby choćby trafić do własnego sejfu. Patriotyzm Konfederatów, wygłaszany w TikToku i na memach, to dokładne zaprzeczenie ducha Powstania. Tamci młodzi nie pytali, skąd kto pochodzi. Dziś ci „nowi patrioci” pytają, czy masz „wystarczająco białą skórę” albo „czy jesteś wystarczająco Polakiem”.

Powstańcy, którzy dożyli, z przerażeniem patrzą na tych, którzy deklarują, iż ich „czczą”, ale wycierają sobie nimi buty. Bo gdyby na ulicach Warszawy 1944 pojawił się ktoś z hasłem „Polska dla Polaków”, to prędzej zostałby potraktowany jak prowokator, nie jak bohater.

1 sierpnia nie jest po to, żeby krzyczeć. Jest po to, żeby słuchać. Żeby zapytać siebie: czy naprawdę wiemy, co znaczy „walka o Ojczyznę”? Czy mamy w sobie choć cień tej gotowości, by nieść pomoc, gdy płonie dom sąsiada? Bo dziś ten dom płonie – w Ukrainie. A wielu z tych, którzy noszą dziś opaski i krzyczą o „zdradzie narodowej”, najchętniej zamknęłoby drzwi.

To nie jest felieton o śmierci. To jest felieton o życiu. O tym, jak młodzi chcieli żyć. O tym, iż patriotyzm nie oznacza nienawiści. Że Polska nie potrzebuje marszów z pochodniami. Potrzebuje ludzi, którzy – jak tamci – zrobią coś, zanim ktoś im pozwoli.

Minuta ciszy. I może choć jedna minuta refleksji – co naprawdę zostało z Powstania w nas.

Idź do oryginalnego materiału