...bo i po co bawić się w ćwierćśrodki, półdotyczki?
o ileż lepiej jest wleźć pełną gębą, rozgościć się ozorem
w dorodnych słowach: `lepkie`, `oleiście`,
rozlać swój mokry i meandryzujący liniami papilarnymi
ogień na powierzchni nie swojej skóry!
bo jeżeli już pozwolić się unieść – to wyłącznie
po to, by zahaczyć, rozmyślnie, bokiem o dziobate
kinole łypiących zewsząd wiedźm, dać się rozedrzeć
(widzieć ich oburzone miny, grymasy potępienia
– równie bezcenne to, co bezecne!).
chcę wkrzyczeć się w ciebie, raz a dobrze, dosadnym
tonem opowiedzieć słodki sen o katafalczkach lalek
zanurzanych przez dzieci w strumyku,
o wyciąganych potem śrubach i kluczach imbusowych,
pofałdowanych od wilgoci dokumentach,
o zakończonym raz na zawsze i na szczęście,
czasie dzieciństwa. chcę wszeptać na cały głos
(sic!) diabelnie oznajmujące zdania. iż warto
pobyć niegrzeczną. bo to takie urocze
i, summa summarum, niewinne.