Płonie Biebrzański Park Narodowy. - Informacje nie są dobre. Na miejscu jest 240 strażaków. Pożar nie jest opanowany - mówił Polsat News rzecznik PSP. Z szacunków wynika, iż spaliło się 400 ha lasu. - Prowadzimy działania na terenie niedostępnym, pożar swobodnie się rozwija - tłumaczył st. bryg. Karol Kierzkowski. Dodał, iż przełomem może być włączenie do akcji policyjnego śmigłowca Black Hawk.
Nowe informacje o pożarze parku narodowego. "Ogień nie jest opanowany"
- realizowane są intensywne działania gaśnicze z lądu, niedługo będziemy mieli wsparcie z powietrza - w drodze jest policyjny śmigłowiec Black Hawk. Mamy zapewnione wsparcie z Lasów Państwowych - wymieniał na antenie Polsat News st. bryg. Karol Kierzkowski, rzecznik komendanta głównego PSP.
Według informacji podawanych w niedzielę wieczorem, pożarem objęty był obszar o powierzchni ponad 60 hektarów, ale się powiększał. W niedzielę w działaniach brało udział około 180 strażaków.
Jak mówił Kierzkowski "informacje nie są dobre". - Pożar nie jest opanowany. W dalszym ciągu na miejscu jest 240 strażaków. Prowadzimy działania gaśnicze w trudnym terenie, bagnistym, niedostępnym, więc pożar dość swobodnie się rozwija. Z naszych szacunków wynika, iż jest już około 400 hektarów spalonej powierzchni leśnej, dochodzą do tego torfowiska i wrzosowiska. Sytuacja jest trudna - mówił rzecznik PSP.
Biebrzański Park Narodowy płonie. Strażacy o przełomie
- Liczymy, iż dziś będzie przełomowy dzień. Mówimy tu o wsparciu z powietrza. Policyjny śmigłowiec Black Hawk ma podwieszany zbiornik na trzy tysiące litrów wody. Mówimy o kilkunastu do kilkudziesięciu zrzutów wody. Do tego dojdzie prawdopodobnie pięć maszyn Lasów Państwowych - przekazał Kierzkowski.
ZOBACZ: Płonie park narodowy. Powołano sztab kryzysowy
Strażak mówił o licznym wsparciu z jednostek z różnych regionów Polski. - Wszystkie ręce na pokład. Mamy zapewnienie od Wojsk Obrony Terytorialnej, iż w działaniach będzie około 100 żołnierzy - dodał.
Zaznaczył, iż pożar ma miejsce w trudno dostępnym terenie, gdzie nie można dojechać samochodami, strażacy muszą przemieszczać się pieszo. Wcześniej informowano także, iż używane są specjalistyczne pojazdy Sherp, ale też quady i ciężarówki do dowożenia ludzi i sprzętu.
Strażacy nie wykluczają podpalenia
Pytany, czy istnieje ryzyko znacznego rozprzestrzenienia się ognia Kierzkowski podkreślił, iż ono zawsze istnieje, tym bardziej, iż teren jest bagnisty. - Wczoraj mieliśmy dość poważne problemy, żeby dojechać. Były powalone drzewa na drogach, bardzo duże zadymienie - tam praktycznie nic nie było widać. Ogień przeniósł się z pól do lasu, trudno było prowadzić działania, gwałtownie zapadła noc - powiedział Kierzkowski.
Strażak podkreślił, iż zgłoszenie o wybuchu ognia wpłynęło dopiero o godz. 14:30. - Na noc musieliśmy zrezygnować ze wsparcia lotniczego - powiedział.
ZOBACZ: Pożar chemikaliów na Dolnym Śląsku. Poszkodowani strażacy
Przypominał, iż ostatni tak poważny pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego miał miejsce w 2020 roku i trwał wówczas siedem dni. Kierzkowski zaznaczał, iż w lasach jest wciąż bardzo sucho, utrzymuje się wysoki stopień zagrożenia pożarowego. - Nie możemy wykluczyć, iż w tym przypadku mogło to być podpalenie - zaznaczył.
Płonie park narodowy. Alert RCB
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wydało alert do osób przebywających na terenie podlaskich powiatów: augustowskiego, grajewskiego i monieckiego o treści "Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Nie zbliżaj się do zagrożonego terenu. Stosuj się do poleceń służb".
Pożar trzcinowisk w Biebrzańskim Parku Narodowym wybuchł w niedzielę po południu na styku powiatów: augustowskiego i monieckiego. Na wniosek komendanta wojewódzkiego PSP wojewoda podlaski powołał sztab kryzysowy.
Do działań zostali włączeni - oprócz strażaków zawodowych i OSP z regionu - również strażacy z tzw. centralnego odwodu operacyjnego oraz z tzw. modułu GFFF (ang. Ground Forest Fire Fighting) Poland, czyli wyszkoleni do gaszenia pożaru lasu z ziemi, bez użycia pojazdów.
