Pilne. „Akt dywersji, eksplozja ładunku wybuchowego” – Donald Tusk potwierdza najgorsze przypuszczenia

2 godzin temu

Niedzielny poranek miał być zwykłym początkiem dnia na jednej z najważniejszych linii kolejowych w kraju. Zamiast tego przyniósł coś, czego nie widzieliśmy od lat. W rejonie wsi Mika doszło do eksplozji ładunku wybuchowego, który uszkodził tor kolejowy. I nie są to już przypuszczenia. Donald Tusk nazwał sprawę wprost: doszło do aktu dywersji.

Fot. Warszawa w Pigułce

Maszynista zauważył nieprawidłowości o 7:39

Wszystko zaczęło się chwilę przed 08:00, 16 listopada. Maszynista jadącego pociągu zauważył nagłą zmianę na torze między Życzynem a Dęblinem. Coś było nie tak z ułożeniem szyn. To był moment, w którym musiał wybrać między ryzykiem a reakcją. Zatrzymał skład natychmiast. Na pokładzie jechało 2 pasażerów i kilka osób z obsługi. Nikt nie odniósł obrażeń.

„Niestety potwierdziły się najgorsze przypuszczenia” – napisał Donald Tusk

Słowa premiera nie pozostawiają interpretacji:

Niestety potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Na trasie Warszawa–Lublin doszło do aktu dywersji. Eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy. Na miejscu pracują służby i prokuratura”.

To najtwardsze potwierdzenie, jakie mogliśmy dostać. Nie awaria. Nie przypadek. Sabotaż.

Niestety potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Na trasie Warszawa-Lublin (wieś Mika) doszło do aktu dywersji. Eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy. Na miejscu pracują służby i prokuratura. Na tej samej trasie, bliżej Lublina, również stwierdzono uszkodzenie. pic.twitter.com/aSfNRUD0q9

— Donald Tusk (@donaldtusk) November 17, 2025

Eksplozja, a nie awaria. Służby nie mają wątpliwości

Chwilę po zatrzymaniu pociągu na miejsce dotarła policja, straż pożarna i prokurator. Oględziny torowiska gwałtownie ujawniły, iż nie był to przypadek ani uszkodzenie techniczne.

Świadkowie mówią o odgłosie przypominającym detonację tuż przed tym, jak pociąg zwolnił. Takie relacje rzadko są jednoznaczne, ale tym razem pasują do ustaleń służb. Zniszczenia wskazują na działanie materiału wybuchowego.

I to właśnie te ustalenia potwierdził premier.

Jeden incydent, jedna eksplozja – i jasny komunikat służb

Linia Warszawa–Lublin jest jedną z kluczowych tras w kraju. Tym bardziej szokuje fakt, iż ktoś zdecydował się na uderzenie właśnie tam. Na drugim odcinku tej samej trasy stwierdzono jedynie drobniejsze uszkodzenia, ale nie doszło tam do żadnej eksplozji. Główny incydent wydarzył się właśnie w Mikach.

Służby zabezpieczyły teren i prowadzą szereg analiz – od rodzaju materiału po sposób jego podłożenia.

Najważniejsze wnioski

To, co wydarzyło się w niedzielę rano, to nie jest zwykły incydent. Celowe uszkodzenie infrastruktury kolejowej, i to przy użyciu materiału wybuchowego, to realne zagrożenie dla życia ludzi. Gdyby maszynista spóźnił się o 20–30 sekund, skład mógłby wjechać w uszkodzony tor i wykoleić się.

Tego typu sabotaż oznacza, iż procedury bezpieczeństwa mogą zostać zaostrzone. Kolej będzie musiała częściej kontrolować tory, a dostęp do infrastruktury może zostać ograniczony.

Jeśli regularnie dojeżdżasz tą trasą, przygotuj się na zmiany. Przewoźnicy będą aktualizować informacje na bieżąco, a objazdy mogą obowiązywać przez kilka dni, a choćby dłużej — zależnie od skali uszkodzeń.

Jest też kwestia emocji. Takie wydarzenia wybijają ludzi ze zwykłego rytmu. Człowiek zaczyna sobie zadawać pytanie, jak to możliwe, iż ktoś zdecydował się na taki krok — i dlaczego akurat na tej linii. Dla wielu pasażerów to nie tylko utrudnienie, ale też utrata poczucia bezpieczeństwa.

Maszynista uratował sytuację szybkim działaniem. Służby zabezpieczyły teren. Prokuratura prowadzi śledztwo. A premier potwierdził to, co dotąd było tylko podejrzeniem: mieliśmy do czynienia z sabotażem.

Idź do oryginalnego materiału