Podwójny dramat w Lewinie Brzeskim. Najpierw powódź, potem pożar

4 godzin temu

Podwójny dramat w Lewinie Brzeskim rozegrał się pod koniec minionego tygodnia. Miasto to przed tygodniem zalały wezbrane wody Nysy Kłodzkiej. Mimo, iż wcześniej mieszkańcy słyszeli zapewnienia, iż nim im nie grozi. Tymczasem powódź nawiedziła około 90 proc. miasteczka w powiecie brzeskim.

To tragedia dla wielu ludzi. Ale jedna rodzina w Lewinie Brzeskim, gdzie pod jednym dachem mieszkają trzy pokolenia, przeżyła dramat podwójny. Z racji pożaru, jaki wybuchł w ich zalanym domu.

Pani Krystyna chciała przygotować posiłek dla trzymiesięcznej wnuczki. W czajniku było trochę wody, ale chciała dolać jej nieco więcej z pięciolitrowej butli, jaką rodzina otrzymała w darach. Na butelce nie było etykiety. A iż kobieta straciła węch po operacji, to nie poczuła, iż wlewa do czajnika łatwopalną ciecz, najpewniej płyn do dezynfekcji.

– Jak zaczęłam wlewać to nagle w tym czajniku pojawił się ogień, był też wokoło. Z tej butelki do mnie zaczął się zbliżać, zaczęłam krzyczeć i rzuciłam to wszystko na zlew, bo chciałam zalać – opowiadała pani Krystyna reporterce telewizji Polsat.

– Przybiegł syn i złapał ode mnie tę butelkę. Też myślał, iż to woda i chciał gasić ogień. Chlusnął, a ten ogień wszędzie wokół nas się pokazał – dodała.

Podwójny dramat w Lewinie Brzeskim. Rodzina ewakuowana po rusztowaniu

Płomienie tymczasem opanowały całą kuchnię. Z pomocą w gaszeniu pożaru najpierw przyszli sąsiedzi. Bo choć rodzina, którą w Lewinie Brzeskim spotkał podwójny dramat mieszka blisko remizy OSP, to strażacy nie mogą z niej korzystać, bo też została zalana. Później akcję gaśniczą przejęli strażacy wezwani na miejsce.

– Podjęliśmy działania ratownicze i gaśnicami ugasiliśmy pożar. Konieczna była szybka ewakuacja z budynku, ponieważ ulatniał się tam gaz. Problem był poważny, bo już bardzo było go czuć – relacjonował Witold Wasilewski, druh OSP.

– Ewakuacja rodziców dziewczynki i dziecka, którzy znajdowali się na tarasie, była konieczna przez rusztowanie stojące tuż przy mieszkaniu – dodał.

– Była powódź, pożar, ale dobrze, iż żyjemy. Martwiliśmy się tylko o psa, bo uciekł, ale na szczęście się znalazł – powiedział Polsatowi pan Tomasz, syn pani Krystyny.

Kuchnia w ich domu jednak przepadła.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania.

Idź do oryginalnego materiału