Z ogniem walczyło ponad 700 strażaków, który przyjechali 199 wozami. Użyto 35 samolotów gaśniczych. W akcji uczestniczyli także żołnierze, policjanci, pracownicy służb leśnych i ochotnicy. Z pomocą pospieszyły Włochy, Francja, Serbia, Hiszpania, Czechy, Rumunia, a także Turcja – państwa te przysłały personel, samoloty i sprzęt. Minister ds. kryzysu klimatycznego i obrony cywilnej Wasilis Kikilias powiedział, iż ekipy ratownicze podejmują „nadludzkie wysiłki”, i dodał: „To nie był zwykły pożar, który, niestety, wymknął się spod kontroli. Mówimy tu o najbardziej wymagającym i niebezpiecznym scenariuszu”.
Zwarcie w instalacji elektrycznej
Pożar wybuchł w niedzielę 11 sierpnia około godziny 15. Według wstępnych ustaleń przyczyną było zwarcie w instalacji elektrycznej domu przy ulicy Amalthias w miejscowości Warnawas położonej 35 km na północny wschód od Aten. Fragment rozpalonego metalu spadł na miejsce pokryte suchą trawą. W Helladzie od trzech lat panuje dotkliwa susza – zima była najcieplejsza od czasu rozpoczęcia pomiarów, a temperatura w czerwcu i w lipcu pobiła wszelkie rekordy. W tych warunkach płomienie rozprzestrzeniały się błyskawicznie.
Mieszkanka Warnawas Katerina Fylaktou opowiedziała: „Wiał bardzo silny wiatr. Ogień wybuchł w jednym miejscu i nagle cała nasza wieś została otoczona przez pożar”. Wichura osiągała 8 stopni w skali Beauforta. Sytuację utrudniał teren – góry, wysuszone lasy i rozrzucone domy. Pożoga objęła masyw górski Pentelejkon, a w poniedziałek 12 sierpnia trawiła już przedmieścia Aten – Nea Penteli, Vrilissia, Patima Halandriou, a także historyczne miasto Maraton, słynne z bitwy, którą w 490 roku p.n.e. Ateńczycy i Platejczycy stoczyli z Persami. Burmistrz Maratonu Stergios Tsirkas powiedział, iż miasto stanęło w obliczu „biblijnej katastrofy”.
Pożary szalały w 40 miejscach, zbliżyły się na 14 km do serca Aten, a ściana ognia sięgała 25 m wysokości. Wielu mieszkańców stolicy musiało założyć maseczki, aby chronić się przed dymem, który zasnuł miasto Peryklesa.
Drzewa płonęły jak pochodnie
Do rozprzestrzeniania się ognia przyczyniały się drzewa piniowe, które płonęły jak pochodnie, a ich szyszki z sykiem śmigały w powietrzu niczym pociski zapalające. Handlujący marmurem przedsiębiorca Thanassis Kevezes, który musiał uciekać przed żywiołem z Vrilissii, powiedział: „My, Grecy, kochamy pinie, ale teraz ich nienawidzę”. Kevezes ocenia straty, które poniósł na skutek pożaru, na 30 tys. euro. Marina, mieszkanka Nea Penteli, przeżyła dramatyczne chwile. „Ewakuo waliśmy się samochodem przez płomienie, dym i zgliszcza. Zobaczyliśmy ludzi, którzy błagali, żeby ich zabrać. Ale nie mieliśmy już miejsca i musieliśmy odmówić. Zobaczyłam rozpacz na ich twarzach. Zadzwoniłam na policję, aby przyszła im z pomocą. Spłonął dom mojego przyjaciela, który prawdopodobnie stracił wszystko. Pożar zniszczył także szkołę, w której były wszystkie nasze wspomnienia”.
W Patima Halandriou, w warsztacie rzemieślniczym wytwarzającym wieńce, zginęła 63-letnia kobieta – Nadia. Według relacji jej kolegów, gdy budynek otoczyły płomienie, bała się przeskoczyć przez płot. Zamknęła się w łazience i tam zmarła. Liczni strażacy doznali zatrucia dymem i różnych obrażeń.
13 sierpnia wieczorem wielkie ogniska zostały ugaszone. Istnieją jednak obawy, iż pożary znów wybuchną, ponieważ temperatura w Attyce, a także w innych regionach kraju, jest bardzo wysoka. Opozycja oskarża rząd o nieudolność w walce z żywiołem. Twierdzi, iż władze pozostawiły strażaków przez dwa dni bez jedzenia i picia, a ratowników musieli zaopatrywać obywatele.