Sen / Shadow

publixo.com 1 tydzień temu

Powietrze oddychające trucizną. Mrok. Świszczący oddech pokonuje ciemne zaułki. Mężczyzna przyciska dłonie do piersi, próbuje go wyrównać. Oczy wodzą dookoła, uszy nasłuchują. Nic namacalnego, jednak… coś wciska swoje myśli do mózgu. Szepty, zaćma niepotrafiąca odróżnić światła od cienia. Odgłos zagryzanej wargi, serca walącego w piersi niepytającego o pozwolenie. Oddech ginie, nie dostarczając powietrza. Uczucie niemocy przybiera na sile… trzask. Odruch obronny, wytrzeszcz oczu, pot na plecach i drżenie ciała.
„To tylko sen… tylko sen”, oznajmiają receptory.
Czaszka dymi, szepty wchodzą do uszu i wibrują, stawiając włosy u nasady. Pisk… okrutny, nie do zniesienia. Coś wchodzi na źrenice. Zęby, tuż przed nosem, szczękają i sięgają coraz bliżej. Ręka rozmywa niemożliwe, zapada cisza, która strofuje bardziej, niż zgrzyt.
Oddech wychodzi gdzieś z żołądka, kolana trą o siebie, spływają pierwsze strużki krwi. Ktoś łapie mężczyznę za ramię. Wzdryga się, połyka nadmiar śliny i chowa twarz w dłoniach. Rozum podpowiada ucieczkę – serce zbyt mocno wali, aby współpracować. Każda część ciała, odchylała się w inną stronę.
– Zabłądziłeś – głos jest dźwięczny, jakby dochodził z blaszanej beczki.
Zagubiony wodzi wzrokiem, nic z tego nie rozumiejąc. Obwinia mózg i ostatnią kreskę, która szumiała w głowie. Wymusza słowa, wychodzą cicho:
– Nie.
Wzdryga ramieniem, ręka spadła i znika. Widział to kątem oka, to było realne, przecież to czuł.
Oddech przyspiesza, mroczki przed oczyma nie rozjaśniają ciemni… coś charczy i muska drżące ciało. Mężczyzna odskakuje, wypatruje… nic… ciemność. Z gardła wylatuje krzyk:
– Zostaw!
Obłęd w oczach, drżenie warg i nieustający strach.
– Szukasz wrażeń, czy ci życie niemiłe? – ten sam cierpki głos.
Gonitwa myśli i szybka samoocena rzeczywistości. Brak przemyśleń, pustka.
Lodowate powietrze – środek lata. Spięte mięśnie i wytężone zmysły.
Mężczyzna zerka przez ramię, wstrzymuje oddech. Pociera dłonie, palą. Odwraca wzrok, ktoś stoi obok. Ciemny dym. Dwa kroki w tył, opór; koniec trasy. Mocne szarpnięcie za ramię palący ból i smród spalenizny. Czucie w ręce ustaje, wrzask uchodzi szeroko rozwartymi ustami.
Ulga nie nadchodzi. Płuca stają, nad twarzą zawisa obłok krwi. Mężczyzna zaciska powieki, stan trwa. Przenika przez skórę… płonie zimnym ogniem, zamraża.
– Chcesz?
Cienka smużka pary unosi powieki, bielma ociekają krwią. Dym tworzy spirale wokół nóg – zanikają.
– Nie palę.
– Wiem.
Biały proszek osiada na piersi i wzlatuje do nosa. Gorąc, płuca obkurczają ścianki, mężczyzna kaszle, nie nadąża pochłaniać pyłu.
Zaczyna drżeć, gęsia skórka pokrywa czoło. Palce grabieją, ręce opadają. Ciągłe odgłosy kroków, nierównych, przerywanych. Głośny oddech tuż przy uchu, paraliż kompletny. Mózg śpi, serce wylewa. Czerwone oczy przeszywają mężczyznę na wskroś. Wypluwa proszek i wciąga do płuc kwaśny wyziew.
Pierś niemal nie eksploduje z przerażona. Wokół nie ma nic, poza nierealną substancją; kotwiczy na oskrzelach.
Popchnięcie, zawirowanie, niestabilność nóg. Pochyłość ciała i klęk. Mężczyzna parska, czując używkę dosłownie wszędzie. Halucynacje, czy jawa? Nie czuje dolnej części ciała… płacze. Łzy wysychają, parują od purpury twarzy.
– Dlaczego się trujesz? Jesteś na tyle słaby, aby powiedzieć, wystarczy?
Rozbrzmiał śmiech. Cząsteczki wchodziły pod skórę, unosiły nasady włosków, świdrowały uszy. W głowie szmery i świsty. Świąd, opalanie żywym ogniem. Wyraz twarzy dwojaki – uradowany i zatrwożony. Półkule zagubione, odurzone, przeciążone.
– Dość!
Rażące światło rozgania mrok.
Mężczyzna otwiera oczy, rozchyla usta i chwyta za serce.
„To tylko sen… tylko sen”.
Idź do oryginalnego materiału