Są wsie, które wyglądają jakby urodziły się wczoraj: kilka nowych domków, asfalt, przystanek. A są i takie, które noszą w sobie wieki – zapisane w murach kościoła, w starych aktach i w nazwie, która wciąż zmieniała brzmienie, ale nigdy nie dała się zapomnieć. Taką wsią jest Śmicz – dziś niepozorne sołectwo w gminie Biała, a w rzeczywistości kronika całego Górnego Śląska w miniaturze.
Pierwsza wzmianka? Rok 1223, biskup wrocławski Wawrzyniec, dokument łaciński, nazwa Smogoz. Brzmi groźnie, jakby tu straszyło. Potem Smece, Smecz, Smotsch – widać, iż choćby średniowiecznym skrybom nazwa sprawiała kłopot. Aż wreszcie została Śmicz – i tak już zostało, choć Niemcy w czasach III Rzeszy próbowali wmówić, iż to Lößtal. Wieś jednak wiedziała swoje.
W centrum króluje kościół pw. św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Pierwszy stał tu już w XIV wieku, ale spłonął w wielkim pożarze w 1657 roku. Dzisiejszy – barokowy, wzniesiony w 1750 roku – to dzieło architekta Jana Innocentego Töppera z Prudnika. Warto wejść do środka i spojrzeć na ołtarz: mówi się, iż św. Katarzyna zawsze patrzy tam odrobinę surowiej na panów, którzy w niedzielę przychodzą do świątyni „po drodze z pola”, a niekoniecznie w najlepszej koszuli.



Ale Śmicz to nie tylko mury. To także ludzie, którzy od zawsze żyli między polskością, niemieckością i lokalnym śląskim językiem. Spis z 1910 roku notuje tu 750 Polaków, 256 Niemców i 49 osób dwujęzycznych. Kraina pogranicza – ale też wspólnego chleba, targu i wesela.
Ważna jest też woda – wieś leży nad Potokiem Śmickim, który tworzy malowniczy zbiornik. To właśnie przy nim rozgrywa się pewna miejscowa legenda: ponoć w noc świętojańską można zobaczyć w wodzie odbicie kobiety w czerwonej sukni. To Katarzyna – nie święta, ale córka dawnego sołtysa, która zakochała się w parobku i zamiast bogatego męża wybrała miłość. Ojciec się nie zgodził, więc dziewczyna z rozpaczy rzuciła się w potok. Do dziś młodzi idący nad wodę słyszą czasem, jak coś pluszcze – i nie wiadomo, czy to ryba, czy echo tej historii.
Na pomniku w centrum wsi stoją nazwiska poległych w I i II wojnie światowej – przypomnienie, iż historia tu zawsze była wymagająca. Ale mieszkańcy nigdy się nie poddawali. Po wojnie odbudowali kościół, zbudowali szkołę, ośrodek zdrowia, remizę. A w 2007 roku wzięli udział w Programie Odnowy Wsi Opolskiej – i dziś Śmicz znowu staje się miejscem, do którego warto przyjechać.
Dlaczego? Bo to wieś autentyczna, gdzie tradycja miesza się z codziennością. Bo można tu zobaczyć, jak w małej społeczności przez wieki odbijały się losy całej Europy. I wreszcie – bo na lokalnych festynach podają takie kołacze i kluski, iż nikt nie pamięta o tym, iż nazwa brzmi trochę twardo i surowo.
FOT. CMZJMZ