Strażaczka od razu wiedziała, iż ta akcja jest inna niż wszystkie. "Uderzenie było potężne"

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl


"Byłam wtedy dowódcą. Sytuacja wyglądała na beznadziejną. Mimo wszystko zdecydowałam o rozłożeniu skokochronu, który przy tej wysokości tylko cudem mógłby uratować jej życie" - wspomina w swojej książce "Pali się! Ryzyko, ogień, adrenalina. O byciu strażaczką bez lania wody" Agnieszka Wojciechowska. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mando publikujemy fragment książki.
Nie kolekcjonujemy obrazów. Prawdziwy kolekcjoner zna wartość rzeczy i wybiera te, które są wyjątkowe. Ale sama "wyjątkowość" jeszcze nie oznacza, iż idzie z nią w parze wartość. W przypadku wielu obrazów, na jakie narażony jest strażak, te najgorsze są z pewnością wyjątkowe, ale nie są wartościowe. Ten, kto zacznie je kolekcjonować, odczuje, jak obrócą się przeciw niemu samemu. Bo już choćby bez intencji trudno uwolnić się od pewnych doświadczeń. Zmysły kodują skojarzenia – zapach, dźwięk, smak, dotyk, wszystko to może wywoływać z pamięci określone sytuacje, które obciążają człowieka emocjonalnie. To ogromny koszt psychiczny, jaki ponosi strażak czy każdy inny pracownik służb mundurowych, który nie jest pracownikiem biurowym.


REKLAMA


Zobacz wideo Polacy o paleniu na balkonie:


"Jak pójdziesz za tą ciekawością, to na koniec zabierze ci ona zdrowie"
Nie patrz, nie twoje – to jedno z prostszych podsumowań sposobu na ograniczanie tego ryzyka. Nie twoje ciało, nie twoja śmierć, więc tylko uszanuj, rób swoje, wyzbądź się niezdrowej ciekawości. Niezdrowej, bo jak pójdziesz za tą ciekawością, to na koniec zabierze ci ona zdrowie. Niektórzy uważają przeciwnie: iż bezpośrednia konfrontacja z makabrą tragicznej śmierci ich umocni, iż świadczy o ich sile i męskości. Bzdura, i to szkodliwa. Lepiej trzymać higienę pamięci niż tworzyć w niej makabryczne kolekcje.


'Pali się! Ryzyko, ogień, adrenalina. O byciu strażaczką bez lania wody' materiały prasowe


W Szkole Głównej Służby Pożarniczej, w tej chwili Akademii Pożarniczej, miałam przedmiot związany z przygotowaniem psychologicznym przyszłych strażaków. Wykładowcy, pani Ania i pan Cezary, rzetelnie uprzedzili nas, z czym się spotkamy na służbie. To wtedy pierwszy raz usłyszałam o zespole stresu pourazowego (PTSD), ale jak już wspominałam, człowiek najwięcej może skorzystać w swoim najmniej rozgarniętym okresie życia… Wtedy nie do końca przemawiały do mnie wskazane ryzyko i opisywane mechanizmy. Aż przyszła praktyka.
Dostaliśmy wezwanie do próby samobójczej. W takiej sytuacji w pobliżu adresu trzeba wyłączyć w samochodzie gwizdki i podjechać cicho. Syreny mogłyby wywołać panikę u samobójcy i skłonić go do gwałtownego zachowania. Powinno się też podjechać od drugiej strony niż wskazane dokładne miejsce przebywania osoby. W tym przypadku nie było fizycznie takiej możliwości. Musieliśmy wjechać od frontu budynku. Kobieta znajdowała się na ostatnim piętrze akademika, 15-piętrowego bloku. Od razu wiedziałam, iż ta akcja będzie inna niż wszystkie. W przeciwieństwie do większości prób samobójczych kobieta stała przodem do skoku, co mogło świadczyć tylko o jej determinacji. Przy tak wysokim budynku w razie skoku nie miałaby szans na przeżycie.


Sytuacja była beznadziejna
Byłam wtedy dowódcą. Sytuacja wyglądała na beznadziejną. Mimo wszystko zdecydowałam o rozłożeniu skokochronu, który przy tej wysokości tylko cudem mógłby uratować jej życie. Koledzy wyskoczyli z samochodów i natychmiast zaczęli rozkładać skokochron. W tym samym czasie dwóch innych chłopaków pobiegło na górę budynku. I również w tym samym czasie trzeba było zabezpieczać miejsce na dole, żeby nikt nie wszedł w pole zagrożone upadkiem człowieka, co wówczas mogłoby się zakończyć również śmiercią osoby, na którą spadłaby samobójczyni. Wszystkie te działania zostały rozpoczęte, żadne nie zostało ukończone. Właśnie zabezpieczaliśmy przestrzeń w promieniu kilku metrów od ewentualnego upadku, gdy kobieta skoczyła. Nie widziałam momentu jej decyzji, akurat byłam tyłem do budynku, usłyszałam o skoku gdzieś w oddali. Wojtek, najbardziej opanowany strażak, jakiego znam, krótko skomentował: "skoczyła". Odwróciłam się i jeszcze ją zobaczyłam w powietrzu.
Uderzenie było potężne
Była już na wysokości około szóstego piętra. Jeszcze pięć sekund. Mogliśmy tylko odprowadzić ją wzrokiem w locie. Uderzenie o kostkę brukową. Głuchy, niski dźwięk, jakoś nieludzki – podobny do tego, który wydaje worek cementu uderzający o grunt. Dźwięk, który dotąd kojarzyłam tylko z ćwiczeniami w grupie wysokościowej, kiedy po dostaniu się na szczyt budynku zrzucałam worek wysokościowy z liną, wołając: "Uwaga!", i sprawdzając otoczenie.
Sekunda szoku. Sprawa wyglądała beznadziejnie. Ale trzeba było zachować profesjonalizm i uzyskać absolutną pewność, iż kobieta nie przeżyła. Procedura wymaga podobnych działań jak przed rozpoczęciem reanimacji. Artek i Bogdan już zawrócili z klatki schodowej, kolejnych sześciu kolegów stało przy nierozłożonym skokochronie, Artek zapytał, co robimy. Potwierdziłam, w całkowitym napięciu, bo wiedziałam, iż to będzie daremne, iż trzeba dokonać oględzin i sprawdzić stan poszkodowanej.
Kobieta upadła na plecy. Uderzenie było potężne. Trzeba było zgodnie z procedurą udrożnić drogi oddechowe. Okazało się, iż podczas upadku wypadły jej wszystkie zęby ze szczęki i znajdowały się luzem w jamie ustnej, więc Artek musiał zmierzyć się z tym widokiem. Poszkodowana z całą pewnością nie żyła.


Obserwujesz moment nieodwracalnej zmiany
Ta sytuacja była dla nas, a w każdym razie dla mnie, bardzo traumatyzująca. Pozostałe służby też mają do czynienia z akcjami, w których dramat rozgrywa się na ich oczach. Całkiem inaczej jest, jeżeli przyjeżdżasz na miejsce, a najgorsze, co miało się wydarzyć, już się wydarzyło – wtedy z łatwością da się utrzymać emocje na wodzy, a choćby w większości przypadków w ogóle je okiełznać, nie dopuścić do siebie, potraktować całość zadań tylko jako czynności do wykonania. Ze zgłoszenia wiesz, co zastaniesz na miejscu. Dyspozytor przekazuje informacje. Nie ma tej niepewności: skoczy czy nie. Wiadomo, iż skoczyła. Nie ma niepewności: przeżyła czy nie. Wiadomo, iż nie. Kiedy jednak jesteś na miejscu w takim momencie, w którym akcja się rozstrzyga, to zostajesz z tym pytaniem, czy jako strażak i jako dowódca zrobiłeś wszystko najlepiej, jak się w danej sytuacji dało. Obserwujesz moment nieodwracalnej zmiany – to nicuje człowieka aż do kości.
***
Potrzebujesz pomocy? jeżeli przeżywasz trudności i myślisz o odebraniu sobie życia lub chcesz pomóc osobie zagrożonej samobójstwem pamiętaj, iż możesz skorzystać z całodobowych, bezpłatnych numerów pomocowych:
800 70 2222 - Centrum wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym


112 - Numer alarmowy w sytuacjach zagrożenia zdrowia lub życia
00 12 12 12 - Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka
Idź do oryginalnego materiału