Tłumy mieszkańców Szumowa i okolic pożegnały Irenę Rupińską — jedną z najbogatszych Polek — oraz jej dwuletniego wnuczka Bogusia, którzy zginęli w tragicznym pożarze. Podczas poruszającego kazania ksiądz wspominał ich dobroć, ciepło i światło, które wnosili w życie innych, a słowa o kruchości ludzkiego losu wycisnęły łzy choćby u najbardziej odpornych.

Fot. Warszawa w Pigułce
Pogrzeb jednej z najbogatszych Polek. Tłumy żegnały Irenę Rupińską i jej wnuczka
W Szumowie odbył się pogrzeb Ireny Rupińskiej — jednej z najbogatszych Polek — oraz jej dwuletniego wnuczka Bogusia. Uroczystość zgromadziła tłumy mieszkańców, przyjaciół i bliskich, którzy w ciszy i wzruszeniu pożegnali ofiary tragicznego pożaru. Tragedia, która wydarzyła się w miniony weekend, poruszyła lokalną społeczność do głębi, a słowa duchownego podczas kazania stały się hołdem dla zmarłych i wezwaniem do refleksji nad kruchością życia.
Kazanie rozpoczęło się od słów księdza Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak gwałtownie odchodzą”. Jak podkreślił celebrans, te słowa idealnie oddawały sposób, w jaki żyli Irena i mały Boguś — zawsze blisko ludzi, pełni ciepła, otwarci i gotowi do dzielenia się dobrem. W kościele panowała cisza, przerywana jedynie szlochem i modlitwą. Duchowny mówił o tragedii, która przyszła niespodziewanie, „w wieczór, w którym jeszcze słychać było śmiech i rozmowę, a kilka godzin później zapadła dramatyczna cisza”.
Podczas homilii ujawniono wiele nieznanych wcześniej faktów z życia Ireny Rupińskiej. Ksiądz przypomniał jej drogę — urodzoną w Grodzisku, oddaną rodzinie, pracowitą, serdeczną. Podkreślał, iż była osobą, która wnosiła światło do życia innych i potrafiła być wsparciem dla wszystkich, którzy potrzebowali pomocy. Przypomniał, iż Irena i jej mąż, Kazimierz, wiele lat temu przeprowadzili się do Szumowa i zaczynali od życia w przyczepie, zanim zbudowali dom, który stał się miejscem otwartym dla wszystkich. Ksiądz tłumaczył, iż jej dobroć była naturalna, niewymuszona, a ludzie lgnęli do niej, bo potrafiła słuchać i tworzyć atmosferę bezpieczeństwa.
Wzruszające słowa padły również o małym Bogusiu. Duchowny mówił o nim jako o dziecku pełnym euforii i energii, które rozświetlało każdy dzień i było „promieniem światła” w rodzinie. Wspominał jego spontaniczność, serdeczność i niewinność, które stały się częścią wspólnego bólu po stracie. „Dzisiaj czujemy, jak kruche jest życie” — podkreślił ksiądz, dodając, iż to właśnie miłość pozwala przetrwać najciemniejsze chwile.
W homilii pojawiły się również refleksje o wierze i nadziei. Duchowny mówił, iż tragedia nigdy nie jest wolą Boga, ale Bóg potrafi przez nią prowadzić i wydobywać z dramatów światło. Zacytował Jana Pawła II, przypominając, iż w człowieku zawsze pozostaje „coś niezniszczalnego”, co nie przemija wraz ze śmiercią.
Uroczystości pogrzebowe były bardzo poruszające. Kościół w Szumowie pękał w szwach, a mieszkańcy mówili o ogromnej stracie i smutku, jaki spadł na całą społeczność. Irena Rupińska była osobą, która — mimo ogromnego majątku i sukcesów — dla wielu pozostawała po prostu „dobrym człowiekiem”. Jej wnuczek, choć żył krótko, zdążył zostawić po sobie wspomnienia pełne czułości.
Przyczyną tragedii pozostaje pożar, do którego doszło na pierwszym piętrze domu Rupińskich. Z dotychczasowych ustaleń wynika, iż babcia i wnuczek spali w zamkniętym pokoju. Ogień zauważyli pozostali domownicy, którzy natychmiast ruszyli na pomoc. Mężczyźni wynieśli z płonącego pokoju kobietę i dziecko. Ireny nie udało się uratować, a dwuletni chłopiec zmarł mimo hospitalizacji. Prokuratura prowadzi dodatkowe badania, które mają ustalić dokładny przebieg wydarzeń i przyczyny pożaru.

23 minut temu








