Źródła Onetu, zaznajomione z dochodzeniem, podają, iż znaleziona w piwnicy duża liczba baterii może wskazywać, iż to właśnie ich zapalenie stało się początkiem tragedii. Eksperci teraz badają, jak ogniwa te zachowywały się podczas pożaru, a także czy eksplozja gazów wydzielanych przez baterie mogła spowodować śmierć strażaków.
Punkt naprawy baterii, który funkcjonował w tej kamienicy, stał się jednym z głównych podejrzanych w sprawie. Jak ujawnili pracownicy tego miejsca, w przeszłości dochodziło tam do drobnych pożarów, które były gaszone w sposób chałupniczy – na przykład przez wrzucanie płonących baterii do piasku. Tym razem jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Śledztwo w toku – analiza baterii kluczowa dla odpowiedzi
Znalezione w piwnicy baterie, z których część była w dobrym stanie, zostaną teraz poddane specjalistycznym badaniom. Eksperci sprawdzą, jak zachowywały się podczas pożaru oraz czy zawierały łatwopalne substancje, takie jak wodorotlenki. W przypadku potwierdzenia ich obecności, będzie można mówić o klasycznej eksplozji jako przyczynie pożaru. jeżeli jednak baterie spalały się stopniowo, przyczyną tragedii mógł być tzw. ognisty podmuch – nagły napływ powietrza, który nastąpił po otwarciu drzwi przez strażaków.
Prokuratura, która prowadzi śledztwo, zaznacza, iż na ostateczne wyniki analiz trzeba jeszcze poczekać. – Musimy uzbroić się w cierpliwość – mówi prokurator Łukasz Wawrzyniak, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej. Eksperci są w trakcie przygotowywania opinii, która pozwoli ustalić przyczynę pożaru i wyjaśnić, dlaczego niebezpieczna działalność była prowadzona w samym centrum miasta.
Niewłaściwe zarządzanie punktem napraw baterii
Jak się okazało, straż pożarna była świadoma istnienia punktu napraw baterii, ponieważ strażacy korzystali z jego usług, naprawiając tam swoje sprzęty. Jednak nikt nie przypuszczał, iż w piwnicy tej kamienicy może dojść do napraw, które regularnie stwarzały ryzyko pożarowe. Anonimowy pracownik punktu, cytowany przez TVN24, przyznał, iż dochodziło tam do małych pożarów, co związane było z presją czasu i niesprawnym sprzętem.
Pomimo iż działalność była legalna, brakowało zdrowego rozsądku w zarządzaniu tym miejscem. Prowadzenie napraw potencjalnie łatwopalnych materiałów w piwnicy budynku mieszkalnego okazało się igraniem z ogniem, które skończyło się tragicznie.
Co dalej?
Śledztwo w sprawie pożaru przy ul. Kraszewskiego jest przez cały czas w toku, a wyniki ekspertyz mogą doprowadzić do postawienia zarzutów osobom odpowiedzialnym za działalność punktu napraw. Czy były to zaniedbania związane z bezpieczeństwem pracy, czy też brak kontroli nad przechowywaniem baterii, ostateczne ustalenia zadecydują o dalszych krokach prokuratury.
Na razie pozostaje pytanie, jak w samym sercu dużego miasta mogła funkcjonować działalność, która regularnie stwarzała ryzyko dla zdrowia i życia mieszkańców.