Na początku kwietnia na jednym z portali pojawiła się oferta sprzedaży „funkcjonującego schroniska na Chrobaczej Łące w Beskidzie Małym wraz z działką o powierzchni jednego hektara”. Informacja wywołała poruszenie, a choćby oburzenie w środowisku ludzi gór związanych z tym miejscem.
Jednak ogłoszenie gwałtownie zniknęło z internetu. Marek Starszak, gospodarz obiektu, tłumaczy teraz, iż był to tylko… żart. – To nie jest schronisko, tylko prywatny dom turystyczny w górach, taki jak chociażby Słowianka (prywatne schronisko w Żabnicy) czy Telesforówka (obiekt na Trzech Kopcach Wiślańskich) – zaznacza wielokrotnie z rozmowie . – Jesteśmy po prostu chatką w górach i ludzie powinni to odróżniać.
– Gdy była zbiórka na odbudowę schroniska, to nikt choćby się nie zająknął, iż to nie jest schronisko, a jedynie prywatny dom w górach! – oburza się na to stały bywalec. – Przecież nikt nie nazywa tego miejsca inaczej niż „schronisko”. Tak było od zawsze i nikomu to nie przeszkadzało, choć faktycznie od zawsze był to prywatny budynek.
To prawda. Budynek na Hrobaczej Łące (pisowania przez samo „h” przyjęła się z uwagi na historyczne uwarunkowania) powstał w 1935 roku staraniem rodzeństwa Zofii, Michaliny i Jana Dorzaków (w niektórych źródłach Dożak). Budynek powstał w górnej partii ogromnej polany pod szczytem na zakupionym właśnie w tym celu gruncie. Początkowo funkcjonowała w nim stacja niemieckiej organizacji Beskidenverein. Po wojnie, choć nieruchomość wciąż pozostawała w rękach rodziny Dorzaków, swoją bazę urządzili tam polscy turyści, najpierw zrzeszeni w Polskim Towarzystwie Tatrzańskim, a później – po 1950 roku – w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym. Obiekt dysponował wtedy 15 miejscami noclegowymi i oferował dość spartańskie warunki. Na początku lat 70. ubiegłego wieku budynek kupił Rudolf Baścik, który prowadził schronisko przez kolejne 20 lat. Oficjalnie schroniskiem zarządzała Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna „Postęp” ze Starej Wsi. W tym okresie budynek został wyremontowany i częściowo rozbudowany. W czasach PRL-u było to jedyne prywatne schronisko górskie w kraju.
W 1991 roku właściciel przekazał nieruchomość fundacji S.O.S. Obrony Poczętego Życia z Warszawy. Od tego czasu jest ona własnością fundacji i oficjalnie ma status domu turystyczno-rekolekcyjnego. przez cały czas jednak w powszechnej świadomości obiekt funkcjonuje jako schronisko i tak jest przedstawiany chociażby na oficjalnej stronie fundacji czy na własnym profilu na Facebooku, nie mówiąc już o setkach przeróżnych turystycznych publikacji. Po tym jak fundacja przejęła schronisko, pojawiły się informacje, iż nowy właściciel ma w stosunku do niego poważne plany. Stary budynek miał zostać wyburzony, a w jego miejsce miał pojawić się nowoczesny, bardziej komfortowy obiekt. Były też plany budowy w pobliżu infrastruktury narciarskiej i turystycznej. Pomysły te co prawda nie zostały zrealizowane, ale przynajmniej obiekt został zelektryfikowany. Do 2012 roku schronisko nie posiadało zasilania (przez wiele lat źródłem prądu był jedynie agregat) i co starsi turyści pamiętają prawdopodobnie niepowtarzalną atmosferę, gdy wieczorami świece i lampy naftowe rozświetlały panujący w schronisku półmrok. Linia elektryczna pojawiła się w związku z ustawieniem dwa lata wcześniej na szczycie Hrobaczej Łąki ogromnego krzyża.
W styczniu 2017 roku w budynku wybuchł pożar. Na szczęście udało się go uratować, choć spaleniu uległa część dachu. Po pożarze obiekt doczekał się gruntownego remontu i modernizacji. Wymieniono dach, a ściany zewnętrzne ocieplono i obłożono elewacją z drewnianych desek. Odnowiono też pomieszczenia gospodarcze. W planach była jeszcze adaptacja poddasza na pokoje noclegowe (obiekt dysponuje jedynie 9 takimi miejscami w tylko jednej izbie). Miały też pojawić się nowe łazienki dla turystów itp. Wybuch pandemii oraz kłopoty z wodą najwyraźniej pokrzyżowały te zamierzenia. Schronisko cieszy się jednak niesłabnącą popularnością wśród turystów.
Już jakiś czas temu pojawiły się pogłoski, iż właściciel chce sprzedać nieruchomość i są już kupcy zainteresowani jej nabyciem i przerobieniem jej na luksusowy hotel lub coś podobnego. Trudno powiedzieć, ile było w tym prawdy, ale pojawienie się w internecie oferty sprzedaży niejako potwierdziło to, o czym szeptano. – Ludzie byli załamani, gdy zobaczyli to ogłoszenie i po ludzku wkurzeni – tłumaczył nam cytowany już na wstępie turysta. – Obawiali się, iż schronisko zostanie zamknięte.
Ogromna wrzawa podniosła się zwłaszcza w położonych u stóp Hrobaczej Łąki Kozach. To właśnie mieszkańcy Kóz najbardziej upodobali sobie to miejsce i uważają je za „swoje” (schronisko położone jest już na terenie gminy Czernichów). Już tradycją stało się, iż w niedzielę chodzi się tam całymi rodzinami. Są tacy, którzy bywają tam codziennie. – Mój dziadek miał zwyczaj wychodzić każdego dnia na Hrobaczą i robił to aż do śmierci, a zmarł w wieku ponad 80 lat – wspominał jeden z naszych rozmówców. Ludzie urządzają w schronisku impresy imieninowe, spotykają się na karty czy na towarzyskie biesiady. To kozianie jako pierwsi pospieszyli z pomocą, aby zabezpieczyć schronisko po pożarze. Zwłaszcza, iż jego gospodarz trafił wtedy do szpitala. Zaangażowali się też w zbiórkę pieniędzy na jego remont.
– Zorganizowano na Hrobaczej duży festyn. Przyszło mnóstwo ludzi z Kóz i nie tylko, były kiełbaski, napoje i udało się zebrać kilka tysięcy złotych – opisuje to wydarzenie mieszkaniec Kóz. Do dzisiaj w sali jadalnej na jednej ze ścian wiszą setki cegiełek, dowody wpłat na odbudowę schroniska po pożarze. – Czujemy się zawiedzeni i rozgoryczeni, iż ktoś chce teraz sprzedać ten obiekt. Myślę, iż poprzedni właściciel – pan Rudek, jak wszyscy go w Kozach wspominają – by sobie tego nie życzył. Wiem jak bardzo kochał to schronisko i jak bardzo zależało mu na tym, aby służyło turystom – dodaje.
Gospodarz obiektu przedstawia jednak ogłoszenie w kategoriach żartu. – To był tylko primaaprilisowy żart, taki kaprys – wyjaśnia (choć naszych rozmówców to nie przekonuje, zwracają uwagę, iż ogłoszenie nie pojawiło się 1 kwietnia, tylko kilka dni później).
– Obiekt nie jest na sprzedaż i przez cały czas będzie służył turystom – zapewnia Marek Starszak. Zasugerował przy tym, żeby lepiej nie pisać o tym „żarcie”, aby dalej nie rozsiewać dezinformacji. Z drugiej jednak strony gospodarz obiektu nie krył, iż nie wiadomo, co będzie później, bo nikt nie wie, co się życiu wydarzy. Dał tym samym do zrozumienia, iż do sprzedaży nieruchomości może kiedyś faktycznie dojść. Na razie jednak turyści – zapewnił – są tam mile widziani, ale muszą mieć świadomość, iż nie jest to górskie schronisko, takie jakie prowadzi PTTK, z czego wiele osób, które odwiedzają Hrobaczą wciąż nie zdaje sobie sprawy.
– Idea schroniska jest piękna, ale ludzie nie pracują za darmo. Obiekt musi zarabiać na swoje utrzymanie, bo nikt do jego działalności nie dopłaca – przedstawia swój punkt widzenia Marek Starszak. Tymczasem – tłumaczy – wiele osób korzystających z infrastruktury obiektu nie poczuwa się do partycypowania w jego utrzymaniu. – Mówi że, turyści przychodzą z kanapkami, napojami, nic nie kupują, pozostawiają natomiast po sobie góry własnych śmieci, które trzeba później wywozić za ciężkie pieniądze. Przekonuje że, ludzie powinni zrozumieć, iż jest to działalność prywatna, która musi na siebie zarobić. Gdy ludzie słyszą określenie schronisko, od razu kojarzą to z PTTK i oczekują, iż będzie otwarte przez cały czas, iż będzie dostępny wrzątek itp. – W miarę możliwości służymy turystom, ale nie na taką skalę jak PTTK, bo nas po prostu na to nie stać – dodaje gospodarz obiektu.
Dlatego bywa, iż obiekt jest zamknięty. – Ja prowadzę to sam i nie ma możliwości, aby nie móc „wyjść z pracy” – przyznał dodając, iż weekendy jest zawsze otwarte, ale w dni powszednie lepiej wcześniej zadzwonić. Tak samo jak i w sprawie noclegów.
Na koniec refleksja. W Beskidach – zwłaszcza, na początku lat 90. zeszłego stulecia – powstało kilka prywatnych schronisk turystycznych. Cieszyły się dużą popularnością, ale w tej chwili – w przeciwieństwie do tych należących do PTTK – większość z nich jest już nieczynna, jak chociażby „Chyż u Bacy” na Mładej Horze, stacja turystyczna „Światowid” pod Czantorią czy schronisko „W murowanej piwnicy” na Opacznem w Zawoi. Oby więc podobny los nie spotkał tego na Hrobacze.