W poniedziałkowy poranek przed jednym z warszawskich centrów handlowych doszło do dramatycznych scen. Na miejscu pojawili się kupcy, którzy – mimo formalnych decyzji władz – domagali się dostępu do zamkniętej hali. Atmosfera gwałtownie się zaostrzyła. Interweniowała ochrona, a cała sytuacja miała tło, które narastało od miesięcy.

Fot. Warszawa w Pigułce
Hala zamknięta decyzją nadzoru i straży pożarnej
Zarządca Centrum Handlowego przy Modlińskiej 6D zamknął obiekt na podstawie decyzji nadzoru budowlanego oraz zaleceń straży pożarnej. W dokumentacji wskazano na poważne uchybienia w zakresie bezpieczeństwa przeciwpożarowego: zatarasowane hydranty, prowizoryczne instalacje gazowe, a także samowolne przeróbki w budynku. Zgodnie z przepisami, decyzja stała się ostateczna i wymagała natychmiastowego wykonania.
Kupcy reagują. „Sforsowali bramę”
W poniedziałek rano pod zamkniętą halą zebrali się handlarze. Jak relacjonował reporter tvnwarszawa.pl, kupcy sforsowali zamkniętą bramę i wbiegli na teren obiektu. Na miejscu interweniowała ochrona, która użyła gazu łzawiącego. Pojawiła się też policja, która zabezpieczała teren. Kupcy głośno wyrażali swoje niezadowolenie, oskarżając władze miasta i rząd o brak wsparcia.
Zarządca: „To była ostatnia opcja”
W wydanym oświadczeniu zarządca obiektu, firma Mirtan, tłumaczył, iż wielokrotnie próbował dojść z kupcami do porozumienia. Ci jednak – jak podkreślił – odmawiali zawarcia umów, nie płacili czynszu, a jednocześnie dokonywali samowolnych modyfikacji, łamiąc przepisy przeciwpożarowe. Firma zapewnia, iż priorytetem była ochrona życia i zdrowia osób przebywających w hali.
Kupcy: „To cios po Marywilskiej”
Wielu z handlujących przy Modlińskiej wcześniej prowadziło działalność w spalonej hali przy Marywilskiej. Dla nich zamknięcie nowej lokalizacji to kolejny dramat. Choć będą mogli odebrać swój towar, niepewność co do przyszłości działalności pozostaje ogromna. Konflikt trwał od miesięcy i dotyczył m.in. wysokości czynszu oraz warunków najmu.