Zabrakło karetek w Łódzkiem? Jest komentarz wojewody

2 godzin temu

W poniedziałek informowaliśmy o trudnej sytuacji na ulicach Łodzi. Gołoledź sprawiła, iż chodniki zamieniły się w lodowiska, co skutkowało lawinowym wzrostem zgłoszeń o urazach. System ratownictwa medycznego został przeciążony i do akcji musieli wkroczyć funkcjonariusze Państwowej Straży Pożarnej (PSP).

Strażacy zamiast karetek

Karetki nie wyrabiały, więc do akcji wkraczali strażacy. Do 16:00 takich sytuacji było aż 24. Kiedy nie ma kogo wysłać, jadą wozy strażackie, aby przeszkoleni z pierwszej pomocy funkcjonariusze zajęli się poszkodowanym do czasu przybycia lekarza lub ratowników.

– Zdarzyło się kilka sytuacji dotyczących oblodzonych chodników lub ulic, gdzie czas oczekiwania na karetkę był na tyle duży, iż osoby te wymagały udzielenia pomocy przez nas

– relacjonował na gorąco kpt. Łukasz Górczyński, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej PSP w Łodzi.

Strażacy potwierdzają, iż tego dnia wyjeżdżali głównie do osób starszych (60+), które przewróciły się na lodzie i nie mogły doczekać się przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego (ZRM).

Pogotowie odsyła do urzędników

Czy w Łodzi zabrakło karetek? Z tym pytaniem zwróciliśmy się bezpośrednio do Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego (WSRM).

– Jest to niemożliwe, żeby wszystkie 28 karetek były niedostępne

– uciął krótko Krzysztof Chmiela, dyrektor ds. medycznych WSRM w Łodzi.

Dyrektor nie potwierdził jednak, ani nie zaprzeczył doniesieniom o opóźnieniach. Odesłał nas do dyspozytorni medycznej, ta zaś skierowała pytania do rzecznika wojewody łódzkiego.

Duża liczba wypadków

Dopiero Tobiasz Puchalski, rzecznik prasowy Wojewody Łódzkiego, rzucił światło na poniedziałkowy paraliż. Przyznał, iż liczba zgłoszeń była tak duża, iż dyspozytorzy musieli stosować selekcję i priorytetyzacje zdarzeń.

– Ze względu na duże spiętrzenie zdarzeń dyspozytorzy medyczni dokonywali bieżącej priorytetyzacji zgłoszeń, kierując zespoły ratownictwa medycznego w pierwszej kolejności do pacjentów w stanie nagłego zagrożenia życia

– wyjaśnia Tobiasz Puchalski.

Co z osobami, które "tylko" złamały rękę lub nogę na lodzie? Rzecznik tłumaczy, iż w przypadku lżejszych urazów, po instruktażu udzielonym przez dyspozytora, część pacjentów była odsyłana do szpitali transportem własnym.

System wsparcia zadziałał zgodnie z prawem
Urzędnicy podkreślają, iż wysłanie wozów strażackich do połamanych przechodniów nie jest dowodem na załamanie się systemu, ale procedurą przewidzianą w ustawie.

– W sytuacjach, gdy żaden zespół ratownictwa nie był w danej chwili dostępny, zgodnie z zapisami ustawowymi, do osób poszkodowanych przebywających w miejscach publicznych dysponowano jednostki Państwowej Straży Pożarnej

– mówi Tobiasz Puchalski.

Rzecznik wojewody zaznacza, iż liczba karetek jest wartością stałą, określoną w planie wojewódzkim, a angażowanie strażaków to standardowe działanie "wspierające w sytuacjach nadzwyczajnych".

– kooperacja ta pozwoliła na zabezpieczenie pacjentów i udzielenie im niezbędnej pomocy do czasu dotarcia karetki na miejsce. Mimo zwiększonej liczby zgłoszeń, wszyscy potrzebujący otrzymali stosowną opiekę

– zapewnia urzędnik.

Idź do oryginalnego materiału