Jak za czasów wolności / Koziorowska

publixo.com 2 dni temu

Gwiazdy milkną, choć noc - podniosła
i zaszczycona własną obecnością -
wygląda zza kurtyny, sprawdza,
czy przypadkiem
nie narodziła się ponownie.

Zmierzch, tak buńczuczny
i posępnie nienapoczęty,
jest płatkiem śniegu, który dogorywa
w cieple mojego oddechu.

Wiem, iż nie ma sensu wspominać
jutra - poranek przebudzi się
o okazyjnej porze,
ból odzyska słony smak.

Nigdy nie będzie tak, jak za czasów
wolności; Twój czas okaże się pragnieniem,
którego imienia wciąż nadużywam.

Płonie we mnie Twoje spojrzenie -
najwyższy czas, aby zapomnieć
o posłuszeństwu.
Zbyt długo myślałam o śnie; nie chciałam,
aby okazał się również moim.

Pozwólmy odejść myślom,
zgódźmy się, aby zachód słońca
okazał się ostatecznym zadośćuczynieniem.

Nie stanę się przebłyskiem zniewolenia,
przypadkiem,
jakiego stale się wstydzę.
Idź do oryginalnego materiału