Kłęby dymu unosiły się nad Warszawą, a syreny wyły bez przerwy – we wtorek rano w Rembertowie zapalił się elektryczny samochód. Choć ogień udało się gwałtownie ugasić, zagrożenie nie minęło, bo akumulatory auta wciąż mogły doprowadzić do ponownego wybuchu płomieni.

Fot. Warszawa w Pigułce
Kłęby dymu nad Warszawą. Pożar elektrycznego auta sparaliżował Rembertów
Wtorkowy poranek 30 września 2025 roku w Rembertowie zamienił się w dramatyczną akcję ratowniczą. Na ulicy Czwartaków zapalił się elektryczny samochód marki Mini Cooper. Choć ogień udało się gwałtownie opanować, zagrożenie nie zniknęło – litowo-jonowe baterie wciąż stanowiły tykającą bombę.
Groźny incydent na ruchliwym skrzyżowaniu
Zgłoszenie o pożarze wpłynęło do straży pożarnej około godziny 9:40. Do akcji wysłano aż pięć zastępów, w tym jednostki specjalizujące się w gaszeniu aut elektrycznych. Kierowca Mini Coopera zdołał opuścić pojazd jeszcze przed rozprzestrzenieniem się płomieni, dzięki czemu nikt nie ucierpiał.
Świadkowie relacjonowali, iż kłęby gęstego dymu unosiły się nad okolicą, a w tle nieustannie wyły syreny. Ogień udało się ugasić, ale samochód pozostał pod stałą obserwacją strażaków.
Baterie groźniejsze niż sam ogień
Prawdziwe niebezpieczeństwo tkwiło wewnątrz auta. Litowo-jonowe akumulatory trakcyjne potrafią utrzymywać wysoką temperaturę jeszcze wiele godzin po pożarze. W skrajnych przypadkach może dojść do tzw. rekombinacji cieplnej, czyli ponownego samozapłonu.
Dlatego strażacy nie zakończyli działań po ugaszeniu płomieni. Auto było cały czas monitorowane kamerami termowizyjnymi i chłodzone wodą. Jak podkreślają eksperci, tego rodzaju akcje mogą trwać choćby kilkanaście godzin.
Paraliż komunikacyjny w Rembertowie
Pożar wydarzył się w godzinach szczytu, na odcinku kluczowym dla ruchu lokalnego. Ulica Czwartaków w pobliżu zjazdu z ul. Żołnierskiej była przez kilka godzin częściowo zablokowana. Kierowcy musieli korzystać z objazdów, a mieszkańcy skarżyli się na duże utrudnienia w poruszaniu się po okolicy.
Dopiero po godzinie 14:00 ruch został przywrócony, choć strażacy wciąż prowadzili działania zabezpieczające. Służby apelowały o ostrożność i unikanie zbliżania się do miejsca zdarzenia.
Elektryki pod lupą
To nie pierwszy przypadek, gdy pożar auta elektrycznego staje się poważnym wyzwaniem dla straży pożarnej. Eksperci przypominają, iż technologia litowo-jonowa wymaga specjalistycznych procedur gaszenia i długiego monitoringu pojazdu.
Wtorkowy incydent w Rembertowie pokazał, jak ogromne zagrożenie może stwarzać choćby niewielki pożar w aucie elektrycznym. Choć tym razem obyło się bez ofiar, sytuacja przez kilka godzin sparaliżowała życie tysięcy mieszkańców i kierowców.