Mieszkańcy mówią o próbie zastraszania. Otrzymali od katowickiej spółki miejskiej przedsądowe pisma. „Ja się już staram nie udzielać” – mówi jedna z osób, które dostały pisma od Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Katowicach. Pismo otrzymał również sosnowiecki radny, który wskazywał MPGK jako emitenta odoru. Jego zdaniem to próba zastraszania nie tylko mieszkańców, ale także władz samorządowych innych miast.
Sprawa odoru w Katowicach ciągnie się od wielu lat. Cierpią mieszkańcy katowickiej Dąbrówki Małej i okolicznych dzielnic, a także sosnowieckich Milowic. W nocy budzi ich smród, który bywa tak intensywny, iż aż drapie w gardle. Zdarzają się sytuacje, w których psy nie chcą wychodzić na spacer z powodu odoru.
Przez lata wskazywano głównego emitenta odoru – zakład MPGK przy ulicy Milowickiej. Ten nie przyznawał się do sprawstwa. W końcu zrobił to prezydent Katowic Marcin Krupa, a następnie rozpoczęto budowę wartej 17 mln zł hali hermetyzującej proces kompostowania. Inwestycja kilka pomogła, a w tej chwili MPGK twierdzi, iż to nie oni są źródłem odoru. Mieszkańcy Milowic otrzymali przedsądowe wezwania do zaprzestania naruszania dobrego imienia MPGK. Sprawę obsługuje zewnętrzna kancelaria.
„Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej wysłało pięć wezwań o zaniechanie naruszenia dóbr osobistych. Zostały one skierowane wyłącznie do osób, które jednoznacznie, ale niezgodnie z prawdą wskazywały spółkę jako emitenta odoru w rejonie sosnowieckich Milowic. W przypadku dalszego naruszania dobrego imienia spółki, liczba wezwań może zostać zwiększona” – poinformowała Malwina Kaczor z Katowickiej Agencji Wydawniczej, obsługującej medialnie MPGK. „Konsekwentnie podejmujemy liczne działania, by funkcjonowanie MPGK odbywało się zgodnie z rygorystycznymi polskimi i unijnymi wymogami, przy jak najmniejszym wpływie na środowisko i otoczenie. Jednocześnie nie mamy wpływu na inne podmioty w pobliżu, które mogą przyczyniać się do przykrego zapachu” – dodaje Kaczor.
Mieszkańcy się boją, ale nie wszyscy
MPGK domaga się w pismach m.in. zaprzestania wskazywania ich jako emitenta odoru, przeprosin na Facebooku i w mediach.
„Ja osobiście czuję się zastraszona tym pismem. Mnie jako zwykłego obywatela nie stać na walkę w sądzie z tego typu dużym przedsiębiorstwem, więc staram się już nie udzielać w żaden sposób” – mówi Magdalena Rawicz, organizatorka dwóch protestów pod zakładem MPGK w Katowicach. Usunęła wpisy na Facebooku i wycofała się ze sprawy, choć w mediach przepraszać nie zamierza.
„Staram się już nie udzielać w żaden sposób, na pewno omijać ten temat, nie mówić wprost, chociaż mamy wolność słowa, to nie mówić wprost, iż podejrzewam ten i ten zakład” – dodaje.
Ireneusz Terlecki, który również otrzymał pismo, nie zamierza robić korku w tył. „Czasy, gdzie straszy się kogoś pismami, adwokaturą czy kancelarią, powinny już minąć. Z mieszkańcami trzeba rozmawiać, a nie ich straszyć” – mówi w rozmowie z InfoKatowice.pl.
„Ja tego typu pisma odbieram jednoznacznie, jako próbę zastraszania nie tylko mieszkańców, ale uwaga o zgrozo, zastraszania władz samorządowych innego miasta, żeby się broń boże tym tematem nie zajmowały i nie kierowały podejrzeń w kierunku MPGK Katowice” – oburza się Wojciech Nitwinko, radny z Sosnowca. „Jeżeli jest taki problem, to trzeba szukać możliwości żeby go łagodzić, żeby go rozwiązać, a nie dolewać przysłowiowej benzyny do ognia” – dodaje i podkreśla, iż nie wszyscy mieszkańcy się wystraszyli.
Do sprawy będzie jeszcze wracać.