Marzeniem rodzin ze spalonego domu, przy Zielonym Rynku w Ozorkowie, jest przeprowadzka z lokali socjalnych. Tylko Edyta i Paweł Kalinowscy wraz z 18-letnim synem przyjęli niedawno oferowany przez urząd lokal komunalny. Natomiast inni wciąż czekają na własne cztery kąty. Jak długo jeszcze?
– Mieszkania, które zostały nam zaproponowane przez miasto, są, delikatnie mówiąc, w nie najlepszym stanie – mówią Monika Mielczarek, Marzena Kalinowska i Emilia Bolińska, która zajmuje lokal socjalny w budynku MOPS-u wraz z 16-letnią córką. – Oczywiście doceniamy wysiłek pana burmistrza w poszukiwaniu dla nas lokali, ale czy naprawdę nie ma lepszego standardu?
W lepszej sytuacji jest małżeństwo Kalinowskich.
– Przyjęliśmy lokal. Jest do remontu, ale chcemy już się przenieść z ośrodka pomocy – słyszymy.
Burmistrz Jacek Socha zapewnia, iż sprawa mieszkań dla pogorzelców wciąż leży mu na sercu.
– Robimy wszystko, aby znaleźć odpowiednie lokale. Należy jednak pamiętać, iż w naszym mieście dużo osób oczekuje na przydział mieszkania, a poszkodowani w wyniku pożaru trafili do MOPS-u z budynku prywatnego. Niemniej jednak miasto wyszło naprzeciw oczekiwaniom pogorzelców – usłyszeliśmy.
Pogorzelcy wciąż boleśnie przeżywają utratę swojego majątku, który strawił ogień. Płomienie – jak relacjonują współwłaściciele budynku – momentalnie objęły drewnianą przybudówkę w której znajdował się piec, a następnie dach, poddasze i lokale na parterze.
– kilka nam zostało – dodaje ze smutkiem pan Paweł. – Dom nie był ubezpieczony, a zbiórka pieniędzy w internecie wystarczy praktycznie jedynie na pokrycie kosztów specjalisty z nadzoru budowlanego. Wciąż realizowane są ustalenia prokuratury. Wprawdzie stwierdzono, iż pożar był wynikiem nieodpowiedniego obchodzenia się z piecem, ale do końca tego nie wiadomo.
Panie Monika, Marzena i Emilia mają nadzieję, iż urząd miasta znajdzie niedługo dla nich mieszkania, które będą do zaakceptowania.
Warto wspomnieć, iż w Ozorkowie pożar przy Stypułkowskiego nie był jedynym, który wybuchł ostatnio w mieście. Nie tak dawno palił się też budynek przy Maszkowskiej. Na szczęście lokatorce nic się nie stało. Zamieszkała razem z córką. Prawdopodobną przyczyną tego pożaru było zwarcie w instalacji elektrycznej.