Jeszcze zapłoną w gorączce gniewem.
I tęsknym jękiem zawezwie ich orzeł dwugłowy.
Jeszcze potoczy się po schodach popa łeb.
I z niejednej w tajdze ukrytej chudoby
dym wzleci biały nadziei mglistej.
Im wyżej, tym jaśniejszej. I bardziej przejrzystej.
Jeszcze z okien pałaców wyfruną mewie skrzydła.
Białe strzępki donosów. Cała niewiedza obrzydła.
Jeszcze na niejednym placu stanie majdan.
Hukną z dział ognie. Buchnie lawy płomień.
I zimnym światłem przed nieulękłego domem
rozbłyśnie trzask pękających kajdan.
Jeszcze niejeden spłonie święty
w czeluściach cerkwi zamknięty.
Zobaczysz. Jeszcze przyjdą burze.
Krzyki rozetną powietrze.
Ściany pochodów
odetną ich od połączeń.
Telefonów. Przycisków.
Odgadną w końcu,
w jednym zrozumienia błysku,
że całe to ludu grzmienie
roznieciło buntu płomienie.
Poczekaj. Uwierz. Wytrwaj.
Jeszcze przyjdą.
Mocarne. Ogłuszające. Niewyobrażalne.
Potopu deszcze
nawalne.