Do tragedii doszło w środę, 6 listopada. Do szpitala w Nowym Tomyślu przyjechała matka z dwójką dzieci w wieku 3 i 7 lat. Cała trójka miała objawy zatrucia. Najmłodsze z dzieci, 3-letnia dziewczynka, po dojeździe do placówki nie dawała już oznak życia. Pomimo podjętej reanimacji, nie udało się uratować jej życia.
Wysłani do domu rodziny strażacy odkryli wysokie stężenie fosforowodoru. Okazało się, iż rozłożono silny środek przeciw gryzoniom. Pastylki umieszczono w ścianach budynku, a następnie zalepiono je pianką montażową i ocieplono dom styropianem.
Strażacy do piątku ściągali warstwy styropianu i wyciągali trutkę ze szczelin, ponieważ mimo wietrzenia w budynku, pomiary cały czas wykazywały wysokie stężenie trucizny.
Przeprowadzono sekcję zwłok zmarłej trzylatki. Na razie nie wskazała ona jednoznacznej odpowiedzi dotyczącej dokładnej przyczyny śmierci dziecka. Przekazano, iż konieczne są „dodatkowe, poszerzone badania”.
Jak wyjaśniają strażacy ze specjalistycznej jednostki chemicznej, użyta w budynku trutka jest wyjątkowo trująca. Tabletki w kontakcie z powietrzem rozpuszczają się i emitują gaz, który ma zabić gryzonie. Najwięcej znaleziono ich w szczelinach w okolicach parapetów zewnętrznych. Jak przekazano, trujący gaz jest cięższy od powietrza, dlatego po dostaniu się do domu, kumulował się w dolnych partiach budynku. Prawdopodobnie z tego powodu najcięższe objawy miało najmłodsze, najmniejsze dziecko.
Prawdopodobnie środek umieściła w ścianach sama rodzina, budując dom. Tymczasem tabletki powinny być umieszczane w ziemi, z dala od zabudowań, a cały proces powinien być przeprowadzany po przeszkoleniu i z odpowiednim sprzętem, w tym skafandrze i maskach gazowych.
Okoliczności tragedii są cały czas wyjaśniane przez śledczych.
Czytaj także:
Ruszyło śledztwo w sprawie śmierci trzylatki. Sprawdzają m.in. dlaczego nie wysłano karetki do dziecka