Strażacy z Poznania trafili do Centrum Leczenia Oparzeń [WIDEO]

3 tygodni temu

Dwóch strażaków, którzy ucierpieli podczas akcji ratowniczej w Poznaniu trafiło do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Do Siemianowic Śląskich trafiło dwóch strażaków w wieku 42 i 43 lat. Mają poparzone głównie twarz i ręce. W szpitalu spędzą najprawdopodobniej kilkanaście dni. Przywieziono ich wczoraj.

– W stanie ogólnym stabilnym. Oparzenia, które zostały u nich stwierdzone na dziś nie wymagają leczenia operacyjnego. Wczoraj już po przyjęciu byli poddani z powodu oparzeń leczeniu w komorze hiperbarycznej. To leczenie będzie dalej utrzymywane – mówi lek. Przemysław Strzelec, Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich

Sporo pracy będą mieli też psychologowie.

– Po takim urazie to trzeba sobie zdać sprawę, iż ta trauma będzie i to będzie dość długo trwało. Tak samo jak wszyscy koledzy, którzy brali udział w akcji. To jest wymagający zawód i na pewno ta trauma u nich zostanie. Dlatego są objęci opieką naszego psychologa – mówi dr n. med. Mariusz Nowak, Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Przypomnijmy – podczas akcji ratowniczo-gaśniczej w jednym z budynków w Poznaniu doszło do wybuchu, najprawdopodobniej w piwnicy. Zginęło dwóch strażaków w wieku 33 i 34 lat. W niedzielę w całym kraju przy komendach straży zawyły syreny, aby uczcić pamięć o zmarłych.

– To u nas uświadamia i pokazuje, z jakimi możemy się spotkać sytuacjami. I faktycznie zagrożenie życia i zdrowia dla nas, dla osób postronnych cały czas jest, zdarza się – mówi kpt. Przemysław Michałek, PSP w Jaworznie.

Na razie nie wiadomo, co doprowadziło do wybuchu podczas akcji. Niewykluczone, iż były to niebezpieczne substancje przechowywane w piwnicy. Mimo iż nie wolno tego robić, na co uczulają spółdzielnie mieszkaniowe w całym kraju.

– W piwnicach nie wolno przechowywać materiałów niebezpiecznych, różnego rodzaju paliwa, rzeczy, które mogłyby spowodować zagrożenie pożarowe. Nie wolno również przetrzymywać akumulatorów i innych tego typu rzeczy. My o tym mieszkańcom cały czas przypominamy – mówi Wojciech Nieć, Spółdzielnia Mieszkaniowa Górnik w Jaworznie.

Spółdzielnie mają jednak związane ręce, bo nie mają możliwości kontrolowania piwnic mieszkańców.

Idź do oryginalnego materiału