Bloki Leoparda miały być wizytówką nowoczesnego miasta – luksusowe apartamenty, nowoczesne osiedla, marzenie wielu rodzin. Dziś zamiast komfortowych mieszkań straszą pustostany, które stały się schronieniem dla bezdomnych. To, co miało być symbolem prestiżu, zamieniło się w ruinę, przypominającą o upadku i ludzkich tragediach.
Upadek Leoparda: oszustwa i procesy
Kiedy firma Leopard ogłaszała plany swoich inwestycji, nikt nie spodziewał się katastrofy. W 2008 roku Leopard zbudował bloki przy ulicach Wierzbowej, Twardowskiego i al. Kijowskiej. Setki rodzin zaufały obietnicom o mieszkaniach w nowoczesnych apartamentowcach. . Klienci wpłacali swoje oszczędności, podpisywali umowy, czekali na wymarzone mieszkania. Ale firma zaczęła mieć problemy finansowe.
Jak się później okazało, jej kondycja była znacznie gorsza, niż deweloper przyznawał. W międzyczasie Leopard zaciągnął wielomilionową pożyczkę w międzynarodowym funduszu inwestycyjnym, zastawiając budynki, które jeszcze nie powstały. Klienci o tym nie wiedzieli. W końcu firma zbankrutowała, zostawiając nie tylko puste budowy, ale także gigantyczne długi.
Najgorsza sytuacja spotkała nabywców mieszkań przy ul. Wierzbowej i Twardowskiego. Cztery niedokończone bloki na Wierzbowej były obciążone hipotekami na rzecz zagranicznego funduszu, który chciał odzyskać swoje pieniądze. Klienci musieli walczyć w sądach, najpierw o odblokowanie hipotek, a potem o pełne prawa do lokali. Zmagania trwały latami. Dopiero po interwencji Sądu Najwyższego udało się rozwiązać sprawę na korzyść oszukanych.
Ale to nie był koniec problemów. Gdy lokatorzy odzyskali mieszkania, okazało się, iż muszą sami dokończyć budowę. Dopłacili setki tysięcy złotych, mimo iż już raz zapłacili Leopardowi. W efekcie budynki na Wierzbowej zostały ukończone, ale po dekadzie od planowanej daty oddania.
Twardowskiego: od osiedla do slumsów
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja na ul. Twardowskiego. Tam niedokończony blok od lat niszczeje. W stanie surowym, bez zabezpieczeń, stał się schronieniem dla osób bezdomnych. Policja i straż miejska regularnie interweniują, ale budynek wciąż pozostaje miejscem niebezpiecznym i zaniedbanym.
Zrujnowane wnętrza, brak okien, ciemne korytarze – to codzienny obraz tego miejsca. Materace, sterty śmieci, resztki jedzenia, a do tego libacje i bójki. Dla niektórych to schronienie, dla innych miejsce, w którym życie dosłownie się kończy.
Mieszkańcy okolicy mówią wprost: „To nie tylko slums, to bomba z opóźnionym zapłonem”. W budynku dochodzi do bójek, pożarów, a choćby zgonów. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za ten teren. Miasto tłumaczy, iż to prywatna własność, a syndyk nie jest w stanie zabezpieczyć obiektu. W efekcie ruina stoi, przypominając o porażce Leoparda.
Co robi policja, miasto i MOPS?
Policja interweniuje regularnie. Funkcjonariusze odwiedzają budynki, kontrolują sytuację, prowadzą rozmowy z bezdomnymi. Informują ich o możliwości uzyskania pomocy w miejskich noclegowniach, ośrodkach pomocy czy jadłodajniach. Problem w tym, iż wiele osób nie chce skorzystać z tej pomocy. Alkohol, brak zaufania do systemu, chęć zachowania niezależności – to główne powody.
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zna problem od lat. Pracownicy MOPS-u odwiedzają pustostany w ciągu dnia, informując o dostępnych formach wsparcia. Wieczorami i nocami – ze względów bezpieczeństwa – nie wchodzą do takich miejsc. Urzędnicy rozkładają ręce, tłumacząc, iż to teren prywatny. Miasto nie ma możliwości zabezpieczenia budynków, dopóki nie zostanie to zlecone przez właściciela lub syndyka.
Służby apelują do mieszkańców, aby zgłaszali każdy problem. Policja, straż miejska i organizacje społeczne robią, co mogą, aby minimalizować zagrożenia. Niestety, działania te przypominają gaszenie pożarów. Bez długofalowych rozwiązań problem pozostaje nierozwiązany.
Jaka przyszłość czeka bloki przy Twardowskiego?
Co dalej z tym miejscem? Budynki formalnie wciąż należą do masy upadłościowej Leoparda, a decyzje dotyczące ich przyszłości są uzależnione od rozstrzygnięć sądowych. Syndyk wielokrotnie próbował sprzedać te nieruchomości, ale procesy i nierozwiązane kwestie własności skutecznie to blokują. Miasto sugeruje możliwość przejęcia terenu w ramach rozwoju urbanistycznego, ale takie działania wymagają lat i znacznych nakładów finansowych.
Prokuratura postawiła zarzuty sześciu osobom związanym z kierownictwem Leoparda, jednej z największych firm deweloperskich w Krakowie. Na ławie oskarżonych znaleźli się m.in. Jacek P., były prezes spółki, jego zastępca Bogusław Z. oraz udziałowiec Grzegorz A.
Proces w tej sprawie toczy się już od niemal 12 lat.
Patrycja Bliska